Ukraińskie wydanie magazynu „Fokus” podliczyło, że rocznie utrzymanie Janukowycza kosztuje biedną przecież Ukrainę 1,02 mld hrywien rocznie (400 mln zł albo 95,7 mln euro). Tegoroczny budżet kancelarii Bronisława Komorowskiego wynosi 180 mln zł. A to i tak bardzo dużo. Herman Matthijs z uniwersytetu w Gandawie wyliczył, ile kosztują dwory przywódców zachodnioeuropejskich. Utrzymanie brytyjskiej królowej Elżbiety II kosztuje równowartość 38,2 mln euro. Król Norwegii Harald V potrzebuje 25,2 mln euro. Najtańsi są król Jan Karol z Hiszpanii i wielki książę Henryk z Luksemburga – wydatki ich dworów Matthijs oszacował na 8–9 mln euro.
Po co Janukowyczowi jedenastokrotnie większy budżet, niż ma do dyspozycji monarcha porównywalnej pod względem wielkości Hiszpanii? Choćby po to, żeby odremontować większość oficjalnych rezydencji. A Wiktor Fedorowycz ma ich – jak podliczyły „Naszy Dieńgi” – 11, gdy niespecjalnie słynący z ascezy prezydent Rosji ma do dyspozycji jedynie trzy budynki. Władze bronią się, że remonty nie były robione dla prezydenta, ale dla całego narodu. To nie są jakieś prezydenckie dacze, jak lubicie pisać, ale dziedzictwo historyczne kraju – tłumaczył poseł Władysław Łukjanow „Korriespondientowi”. Naród wszak jak kania dżdżu łaknął nowej windy za 887,2 tys. hrywien (347 tys. zł) w jednej z nich albo chłodni, której przebudowa pochłonęła 5,8 mln hrywien (2,3 mln zł).
Na co dzień prezydent mieszka w rezydencji Meżyhirja w podkijowskiej wsi Nowi Petriwci. Początkowo był to gmach rządowy, ale w 2007 r. dawny śmiertelny wróg Janukowycza, a obecnie jego bliski sojusznik Wiktor Juszczenko utajnionym dekretem przekazał ją we władanie ówczesnemu premierowi. Teren wart kilkaset milionów dolarów w wyniku różnych biznesowo-wschodnich czarów-marów trafił ostatecznie w ręce zarejestrowanej w Liechtensteinie firmy, za którą stoją ludzie powiązani z rodziną Janukowycza. A dziennikarskie obwąchiwanie sprawy jest nie tylko nie na miejscu, lecz także może się okazać nielegalne, bo – jak uznał miesiąc temu zawsze wierny sąd konstytucyjny – politycy mają prawo do prywatności, a Meżyhirja to przecież własność prywatna.
W ubiegłym roku w Kijowie można było obejrzeć wystawę 1,5 tys. podarków, które od polityków i biznesmenów otrzymali poprzedni prezydenci Ukrainy. Jednym z najbardziej kuriozalnych prezentów był gigantyczny, kiczowaty gobelin, z portretami kolegów po fachu ze wszystkich państw WNP otaczających prezydenta Leonida Kuczmę. Można by uznać, że złote toalety, windy klasy luks i megagobeliny to zwykłe atrybuty władzy. Gorzej, jeśli elita uczyni sobie jeden wielki atrybut władzy z całego państwa. Ukraina Janukowycza jest właśnie takim przypadkiem.
Reklama