Ksiądz Jean Ndorimana pochodzi z plemienia Tutsi i w czasie ludobójstwa z 1994 roku stracił w masakrze rodzinę. Twierdzi, że dobrze zna arcybiskupa Henryka Hosera, który w tym czasie jego zdaniem był odpowiedzialny za Kościół w całej Rwandzie. Ojciec Ndorimana odpowiadał za diecezję Cyangugu.

Reklama

W 1994 roku spotkałem się z nim w mieście Bujumbura w Burundi - opowiada rwandyjski duchowny. - Było to w czasie, kiedy sam uciekałem przed ludobójstwem. Ksiądz Hoser również opuścił Rwandę. Potem do niej wrócił. Podczas gdy ludobójstwo toczyło się w najlepsze, ksiądz Hoser wielokrotnie podróżował z Burundi do Rwandy i z powrotem - twierdzi w rozmowie z natemat.pl ksiądz Ndorimana i rzuca oskarżenia pod adresem arcybiskupa diecezji warszawsko-praskiej:

Był w dobrych stosunkach z osobami dokonującymi ludobójstwa, gdyż w czasie, gdy trwała rzeź ludności Tutsi, bez trudu przekraczał granicę i przemieszczał się między rozmaitymi punktami kontrolnymi w samej Rwandzie. Bez przeszkód poruszał się wewnątrz kraju i wracał do Bujumbura w Burundi, kiedy tylko zapragnął.

Zdaniem rwandyjskiego duchownego, ojciec Hoser - mianowany po ludobójstwie wizytatorem apostolskim w Rwandzie, czyli zastępcą nuncjusza papieskiego - zachował się nieodpowiednio.

Portal natemat.pl cytuje w tym miejscu fragment książki "Rwanda - Kościół katolicki podczas choroby", której autorem jest ksiądz Jean Ndorimana:

Reklama

Na początku 1995 roku za namową ojca Hosera watykańska Kongregacja ds. Ewangelizacji Narodów odmówiła pomocy kapłanom Tutsi, schronionym we Włoszech, powrotu do Rwandy. Kongregacja wysłała pilną wiadomość wszystkim kapłanom z Rwandy w Europie. Kongregacja nakazała im wrócić do Afryki i pomagać uchodźcom Hutu w Tanzanii. To dotyczyło także kapłanów Tutsi! Ja także dostałem takie polecenie pod koniec czerwca 1994 mimo że cała moja rodzina została zabita przez Hutu. Mi także kazali wyjechać do Tanzanii. Czy była to nieznajomość realiów w Rwandzie czy po prostu zwykły cynizm?

Ksiądz Ndorimana w rozmowie z portalem natemat.pl kieruje oskarżenia wyłącznie pod adresem arcybiskupa Hosera. Pytany o zachowanie innych polskich duchownych z Gikondo i ich stosunek do ludobójstwa, odpowiada, że nie jest w stanie udzielić na ten temat informacji, ponieważ w czasie, gdy doszło do serii morderstw przebywał 300 kilometrów dalej, w Kigali.