Do wczoraj Ukraińcy żyli futbolem. Po porażce 0:3 w decydującym o awansie na mundial meczu z Francją wrócił jednak czas polityki. A w niej - jak w piłce. Po obiecującym początku szybkimi krokami zbliża się kompromitacja. W dodatku - podobnie jak przedwczoraj na Stade de France - z zagraniami kwalifikującymi się na czerwoną kartkę.
Chodzi oczywiście o nieszczęsną umowę o stowarzyszeniu i wolnym handlu z UE, wynegocjowaną już z górą półtora roku temu, która jednak podpisana zapewne nie zostanie. Kolejna okazja minie za tydzień, podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Ukraińskie władze storpedowały przyjęcie ustawy, która pozwoliłaby na wypuszczenie więzionej w Charkowie ekspremier Julii Tymoszenko na leczenie do Niemiec. Niby można jeszcze poczekać, Unia daje Kijowowi czas do samego szczytu, ale w happy end nikt już raczej nie wierzy.
Ciekawą tezę postawił na łamach prawicowego tygodnika „Ukrajinśkyj Tyżdeń” komentator Andrij Duda. Jego zdaniem ekipa Wiktora Janukowycza celowo skierowała uwagę Europy na pytanie wypuszczą czy nie?, by przykryć 18 innych warunków, które Bruksela stawiała Ukrainie przed podpisaniem umowy. A są wśród nich takie kwestie, jak reforma skorumpowanej milicji czy realne działania na rzecz poprawy klimatu dla inwestorów (a Ukraina pod tym względem zajmuje ostatnie miejsce wśród wszystkich państw Partnerstwa Wschodniego).
A co, jeśli w całej sprawie nie ma potrzeby szukać jakiejkolwiek skomplikowanej rozgrywki Janukowycza? Być może jesteśmy po prostu świadkami zderzenia zachodniego stylu uprawiania polityki z sowiecką bezczelnością. Zderzenia, którego ofiary tym bardziej nie mogą uniknąć, im mniej są w stanie wczuć się w mentalność drugiej strony. "Komentari" stawiają sprawę jasno: Ile UE zapłaci za Julię Tymoszenko? - brzmi tytuł materiału. Rok temu, w przeddzień Euro 2012, Janukowycz miał zaproponować kanclerz Niemiec Angeli Merkel: 15 mld dol. i Tymoszenko wychodzi na wolność. Merkel miała zareagować mieszaniną szoku i niedowierzania.
Reklama
Dla polityków Partii Regionów tego typu deale to nic innego, jak przeniesienie zwykłej formy rozwiązywania problemów biznesowych na poziom międzynarodowy. W ten sam sposób przed trzema laty próbował się targować również przywódca Białorusi. Dla polityków z Zachodu - zderzenie z czymś, z czym do tej pory mieli do czynienia, co najwyżej oglądając „Ojca chrzestnego”. Te kilkanaście miliardów dolarów wystarczyłoby, by uchronić Kijów przed zawirowaniami w finansach publicznych, a przy tym pomóc Janukowyczowi przed planowanymi za nieco ponad rok staraniami o reelekcję.
Reklama
Pieniądze robią z naszą władzą cuda. Wszystko więc zależy od tego, czy Europa jest gotowa zaspokoić zwierzęce apetyty ukraińskiego prezydenta - pisze Dmytro Kaczura w „Komentariach”. Prawdziwie grecka tragedia z tą Ukrainą – albo kupimy sobie umowę, zachęcając Janukowycza do dalszego demontażu demokracji, albo nie – i wtedy pozwolimy jej zrobić duży krok w stronę Rosji. I fakt, że zostanie on zrobiony na własne życzenie Kijowa, nie jest tu żadnym pocieszeniem.