Eksperci nie są zaskoczeni wypowiedziami Markowa, jak mówią, do tego języka Moskwy jesteśmy przyzwyczajeni.

W opinii Rafała Sadowskiego z Ośrodka Studiów Wschodnich, taki dyskurs ma uzasadniać politykę agresji wobec sąsiadów. To jest także odwracanie uwagi Rosjan od problemów wewnętrznych, z którymi się ten kraj boryka i z którymi borykają się ludzie. Wskazywanie wroga zewnętrznego to taki bardzo typowy socjotechniczny sowiecki czy postsowiecki sposób działania - powiedział ekspert.

Reklama

Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Jewgen Worobiow podkreślił, że Rosja między innymi w ten sposób próbuje podzielić Zachód. Siergiej Markow nie mówi bowiem o Unii Europejskiej czy NATO, ale o konkretnych państwach. To, zdaniem eksperta, jest obraz świata, w którym wciąż są strefy wpływów.

To typowy chwyt propagandowy - ocenił w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową publicysta wojskowy, Andrzej Walentek. Jego zdaniem to klasyczne uderzenie w słabsze politycznie państwa w Europie. Tego typu wypowiedzi świadczą o tym, że propaganda rosyjska nie będzie wymierzona w Stany Zjednoczone, ale na przykład w takie państwa jak Polska.

Reklama

Doradca prezydenta Putina na łamach szwedzkiej prasy stwierdził między innymi, że tak jak druga wojna światowa wybuchła przez antysemityzm, tak zarzewiem trzeciej może być rusofobia. Andrzej Walentek przypomniał, że historia konfliktu z 1939 roku jest jednak nieco inna. Bezpośrednio wybuch II wojny światowej było podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow, co świadczy o tym, że Związek Radziecki był jednym z państw, które dążyło do wybuchu wojny.

Publicysta pytany o realne szanse na wybuch globalnego konfliktu powiedział, że jest to na razie mało prawdopodobne. Będą natomiast z pewnością bardziej lokalne kryzysy, takie jak na Ukrainie. Andrzej Walentek jest też zdania, że retoryka Federacji Rosyjskiej ma ścisły związek z dążeniem tego kraju do odbudowania mocarstwa.

Rosja nadal z nostalgią patrzy na Związek Radziecki i imperium, jakim było wtedy to państwo - podkreślił Walentek. Potwierdzeniem tej tezy mogą być najnowsze wiadomości w sprawie przywrócenia dawnej nazwy rosyjskiemu Wołgogradowi. Od kilku lat środowiska kombatanckie i komuniści domagają się powrotu na mapę Stalingradu. Jeszcze do niedawna Kreml wypowiadał się w tej kwestii sceptycznie. Pytany o tę sprawę Władimir Putin powiedział w miniony piątek w Normandii, że o przywróceniu nazwy powinni zdecydować w referendum mieszkańcy. Nawet Rosyjska Cerkiew Prawosławna nie widzi nic zdrożnego w Stalingradzie - nazwie nadanej miastu na cześć dyktatora.

Reklama

Większość rosyjskich elit tak właśnie postrzega otaczający ich świat zewnętrzny - uważa historyk wojskowości, Krzysztof Kubiak. Znaczący procent rosyjskiej klasy politycznej nadal postrzega NATO jako głównego zagrożenia rosyjskiego interesu. Taka wizja rzeczywistości bardzo odpowiada włodarzom Kremla. Krzysztof Kubiak dodaje, że takie odbieranie świata jest charakterystyczne dla państw, które kiedyś były potężnymi mocarstwami.

Podobnie wypowiada się dziennikarz wojskowy z magazynu "Polska Zbrojna", Tadeusz Wróbel. Jego zdaniem rosyjskie postrzeganie świata jest niebezpieczne. Być może jest to forma gry na rozbicie jedności świata zachodniego i przekonanie, że Polacy, Szwedzi, Finowie lub Bałtowie mogą doprowadzić swoją nieodpowiedzialną polityką do konfliktu z Rosją.

W wywiadzie udzielonym sztokholmskiemu "Svenska Dagbladet" doradca Putina przekonuje między innymi, że druga wojna światowa wybuchła z powodu antysemityzmu, a trzecią spowoduje rusofobia. Prezydencki doradca uważa, że dąży do niej NATO, bo stan napięcia jest konieczny, by Sojusz Północnoatlantycki mógł udowadniać rację swojego istnienia.

Markow uważa, że z tego właśnie powodu Europa patrzy obecnie na Rosję tak, jak kiedyś patrzyła na Żydów, a jej celem jest zniszczenie Federacji. Nie uda się to tak, jak nie udało się Napoleonowi i Hitlerowi - dowodzi rosyjski polityk.