Dominika Ćosić: W Wielkiej Brytanii mieszka według oficjalnych statystyk kilkaset tysięcy Polaków, nieoficjalnie ponad milion. Ilu z nich weźmie udział w wyborach parlamentarnych?

Jerzy Byczyński: Liczba osób biorących udział w wyborach, mimo że wciąż bardzo niska, z głosowania na głosowanie rośnie. W wyborach do Parlamentu Europejskiego i do lokalnych samorządów rok temu głosowało znacznie więcej Polaków niż przed sześcioma laty. W tych wyborach jednak mogą głosować jedynie Polacy posiadający brytyjskie paszporty, a takich jest coraz więcej. Niektórzy analitycy twierdzą, iż nasi rodacy podświadomie przeczuwają, że Wielka Brytania będzie trwała wiecznie, a Unia Europejska nie. Dlatego Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii coraz chętniej ubiegają się o brytyjskie obywatelstwo. Tylko w 2014 roku otrzymało je ponad 10 tysięcy naszych rodaków. Mówiąc o Polakach, nie wolno zapominać też o starej emigracji. Szacuje się, że - poza nowymi przybyszami - w Wielkiej Brytanii żyją potomkowie 200 tysięcy żołnierzy i cywilów, którzy osiedlili się tu po wojnie. Wielu z nich wciąż - nawet jeśli pochodzą z rodzin mieszanych - uważa się za Polaków i mówi płynnie po polsku.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ: Polacy masową chcą być Brytyjczykami >>>

Czyli mamy w sumie dużą grupę społeczną, Polacy wysuwają się na pierwsze miejsca wśród imigrantów w Wielkiej Brytanii. Czy w związku z tym politycy brytyjscy, kandydaci na posłów, starają się zabiegać o ich głosy?

Reklama

Niespecjalnie, choć też powoli zaczyna się to zmieniać. Polacy nie są zorganizowani, nie tworzą silnego lobby. A moglibyśmy przecież podpatrywać, co robią inne mniejszości. Np. Sikhowie ogłosili swój manifest do brytyjskich polityków, w którym określili stanowisko w najważniejszych kwestiach i punkty istotne dla siebie. Politycy wszystkich partii na wyścigi próbowali przypodobać się temu elektoratowi i nawiązywać z nimi pozytywne relacje. Ciekawostką jest, że Sikhowie mierzą swój sukces m.in. tym, jak wielu brytyjskich parlamentarzystów pokazuje się publicznie wraz z osobami noszącymi tradycyjne dla tej grupy turbany. Podobnie postąpili przedstawiciele społeczności muzułmańskiej i żydowskiej. Powiedzieli na czym im zależy i podkreślili ich wkład w gospodarkę Wielkiej Brytanii. To sprawia, że politycy brytyjscy muszą traktować ich poważnie. Polacy dopiero teraz zaczynają się organizować.

A w jaki sposób?

W naszym serwisie postawiliśmy sobie za cel zapytanie kandydatów na posłów o różne ważne dla nas kwestie, np. możliwość dalszego zdawania matury - poziom A - z języka polskiego czy też walki z przekłamaniami historycznymi, tzw. polskimi obozami koncentracyjnymi. Na 3900 startujących w wyborach polityków na nasze pytania odpowiedziało - z nazwiskiem, publicznie - ponad 300. Prawie 10 proc. to nie jest mało, a było niewiele czasu na wysłanie pytania wszystkim kandydatom. Poparcie dla Polaków i naszych spraw zadeklarowało wielu byłych posłów i ministrów. Dzięki tego typu akcjom będą świadomi problemów ważnych dla dużej części społeczności polskiej. A my z kolei już po wyborach będziemy ich mogli po prostu sprawdzać. Pokazując, że jesteśmy społecznością zaangażowaną i zorganizowaną, stajemy się partnerem w grze.

Reklama

A dlaczego Polacy wciąż są tak mało zainteresowani tym, co się dzieje w Wielkiej Brytanii?

Część z nas wciąż się czuje tutaj tymczasowo, mamy wrażenie, że skoro tylko tu pomieszkujemy, to nie ma sensu się interesować tutejszą polityką. Jest spora grupa młodych Polaków, którzy mówią, że mają serdecznie dosyć jakiejkolwiek polityki - bo w Polsce byli nią przytłoczeni - i nie chcą się tymi tematami interesować. Często jednak po dłuższym pobycie takie podejście się zmienia, bo w momencie, gdy np. dzieci mają pójść do szkoły, zauważa się problemy, którymi zajmują się lokalni politycy. Jak na przykład wspomniane wcześniej matury czy niższe podatki dla małych przedsiębiorstw.

Wśród kandydatów na posłów brytyjskich jest kilku Polaków.

Tak, i to z różnych partii, nawet z UKIP Nigela Farage'a. To wciąż mało, ale zawsze coś. Jak do tej pory najwyżej politycznie zaszedł Daniel Kawczyński, który przecież urodził się w Polsce. Dwukrotnie był już posłem brytyjskim, a także doradcą premiera Camerona ds. przybyszów z Europy Środkowej i Wschodniej. Teraz ponownie ubiega się o wybór. Aktywny jest również Andrzej Rygielski z Europeans Party, który w tym roku niestety jeszcze nie ma szansy na mandat.

Zdarza się czasem, że Polacy nie są solidarni z innymi rodakami. Nie głosują na polskich kandydatów, czasem może z zazdrości, a czasem jest im to obojętne. A szkoda, bo inne mniejszości potrafią się wzajemnie bardzo wspierać i dzięki temu są liczącymi się grupami.

Początkowo wydawało się, że temat imigrantów i zasiłków dla nich całkowicie zdominuje tę kampanię wyborczą.

Tak, spodziewaliśmy się, że może to być brutalna kampania, oparta głównie na atakach na imigrantów z Polski. Jeśli ktoś krytykuje Polaków, to nie może zostać oskarżony o rasizm czy dyskryminację religijną, dlatego populiści lubią zrzucać na nas winę za problemy związane z całą imigracją. Tym razem było o wiele spokojniej, nasz temat nie pojawiał się za często. Temat imigracji był teoretycznie jednym z najważniejszych, ale poruszano też kwestię np. zasiłków społecznych (nie dla imigrantów, dla Brytyjczyków po prostu), służby zdrowia, czy oczywiście ewentualnego wyjścia z Unii Europejskiej.

Czyli Polacy przestali być chłopcami do bicia?

Może nie do końca, ale faktycznie ta antypolska retoryka osłabła. Brytyjczycy zrozumieli, że z Polaków jest więcej pożytku niż szkody. I hasła antypolskie na nich już niespecjalnie działają. Teraz wiele zależy od nas. Czy będziemy w stanie podać rękę drugiemu Polakowi i efektywnie wywierać presję na brytyjskich polityków, budując tym samym silniejsze relacje społeczno-gospodarcze pomiędzy Polską a Wielką Brytanią.