Pod bokiem premier cały czas wyczekują jej najwięksi rywale. Sytuację Ewy Kopacz dobrze oddaje relacja pragnącego zachować anonimowość polityka PO, którą przytacza publicysta "Rzeczpospolitej". - Kiedy Ewa Kopacz na wyjazdowym posiedzeniu Klubu PO w Jachrance zażądała umocnienia swojej władzy w partii, strzeliła kulą w płot. Dziś nikt nie kwestionuje jej przywództwa, bo i po co? - przyznaje wpływowy członek Platformy Obywatelskiej.

Reklama
PAP / Leszek Szymaski

Donald Tusk oddawał przywództwo w partii i fotel premiera Ewie Kopacz, zapewniając ją, że afera podsłuchowa jest już przeszłością, że przyschła na tyle, że nie jest w stanie zagrozić politycznie rządowi. W dodatku, wyjeżdżając do Brukseli, Tusk wycofał z rządu swoje najcenniejsze aktywa, w tym szefa doradców Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz speca od wizerunku Igora Ostachowicza, którzy odeszli do biznesu - podkreśla Andrzej Stankiewicz. W rządzie pozostali wiceministrowie i ministrowie Tuska, którzy zostali nagrani w restauracjach Sowa & Przyjaciele oraz Amber Room. Efekt? Premier, wyrzucając teraz z rządu ministrów zamieszanych w aferę podsłuchową gra według scenariusza, który napisał kto inny.

Kiedy, jak pisze publicysta, Ewa Kopacz przed wyborami rzuciła wyzwanie Andrzejowi Biernatowi i Grzegorzowi Schetynie, pytając, czy chcą przejąć Platformę, obaj zadeklarowali jej lojalność. Tylko że jest to lojalność do wyborów.

Reklama

Ani Schetyna, ani Biernat nie są samobójcami, by dziś - po przegranej w wyborach prezydenckich i pogarszających się notowaniach partyjnych - ryzykować atak na Kopacz i przejmować partię, która stacza się po równi pochyłej - zauważa Stankiewicz. - Z punktu widzenia Biernata i Schetyny Kopacz to wygodny kozioł ofiarny, bo jeśli efektownie przegra wybory i nie wejdzie do koalicji rządowej, to jej dni będą policzone. A w nowym rozdaniu to właśnie oni liczyć się będą szczególnie.