Fala imigrantów dociera do kolejnych krajów europejskich. Dramatyczna sytuacja panuje na południu: w Grecji, Włoszech, Hiszpanii. Innego typu problem ma Austria, Szwecja i zwłaszcza Niemcy – to do nich docelowo chce dotrzeć większość nielegalnych imigrantów. W samym tylko tym roku, jak do tej pory do Niemiec dotarło prawie 110 tys. nielegalnych uchodźców. Niemcy ostrzegły, że w tym roku oczekują rekordowych 800 tys. wniosków o azyl.

Reklama

W ostatnich dniach szef niemieckiego MSW, Thomas de Maiziere ostrzegł, iż w przypadku dalszej fali imigrantów do Niemiec konieczne może być wycofanie się ze strefy Schengen. Podobne pomysły pojawiają się także w innych krajach, m.in. Austrii. W Austrii problem imigrantów powoli staje się głównym tematem kampanii przed październikowymi wyborami parlamentarnymi. I tu skrajna prawica mówi o przywróceniu kontroli granicznej.

Postawa Niemiec jest częściowo zrozumiała - kolejne europejskie kraje dyskretnie przymykają oko na opuszczanie ich kraju przez przybyszów, po to tylko, by pozbyć się problemu. Dzięki temu aż tylu imigrantów mogło dotrzeć do Niemiec.

Jak na razie Unia Europejska jako wspólnota zaproponowała jedynie rozwiązanie problemu z 60 tys. imigrantów – załatwić to ma system kwot przypadających na poszczególne kraje. Ale to rozwiązanie tylko czasowe. Bo liczba imigrantów będzie systematycznie rosła. I co wtedy? Limit kwot będzie systematycznie zwiększany? Poza jedynym wspólnym rozwiązaniem, czyli kwotami, każdy z krajów stosuje własne rozwiązania. Węgry na przykład budują mur na granicy z Serbia, chcąc zastopować kolejne fale. Niemcy mówią o przywróceniu kontroli. To nie jest żadne rozwiązanie. Rozsądnie brzmi postulat Orbana, by wzmocnić granice zewnętrzne Unii. Ale na to trzeba zgody wszystkich krajów członkowskich, znacznego zwiększenia funduszy i kooperacji. A przede wszystkim planu, który zaproponować powinna Komisja Europejska. Bez silnych granic zewnętrznych wprowadzenie kontroli granicznych wewnątrz strefy Schengen stanie się rzeczywistością.

Reklama

Do tej pory strefę Schengen zawieszano czasowo w wyjątkowych sytuacjach, np. podczas Euro 2012. Były to jednak tylko sporadyczne sytuacje.

Reklama

Ciekawie w tym kontekście brzmi artykuł-apel w „Financial Times”, który postuluje, by UE uruchomiła operację zarządzania przepływem uchodźców na południowych granicach. Unijni urzędnicy powinni oddzielać osoby słusznie ubiegające się o azyl, które uciekają przed prześladowaniem, od imigrantów ekonomicznych. I tych drugich niestety odsyłać - postuluje gazeta. To okrutne, ale niestety rozsądne rozwiązanie. Tu pojawia się także pole do działania dla szefa Rady. Donald Tusk powinien wystąpić jako obrońca strefy Schengen, którą zresztą wielokrotnie – i słusznie – uważał za jedno z największych osiągnięć Unii i jednocześnie korzyści dla Polski.

To Tusk powinien wyjść z taką inicjatywą. Która przy wszystkich zastrzeżeniach budzi jednak najmniej kontrowersji.