Tymczasem, powtórzę, w postępowaniu PiS nie ma nic dziwnego. Partia Prezesa zachowuje się w tym sezonie bardzo konsekwentnie. Można wręcz ocenić, że zgodnie z podręcznikami marketingu politycznego. W kampanii, zarówno prezydenckiej, jak i parlamentarnej, mówiono Polakom wiele i wiele obiecywano. Fakt, że mówiono niecałą prawdę. Ale który sprzedawca powie wszystko? PiS ukrył w szafie polityków zbyt wyrazistych i kontrowersyjnych (w tym samego Prezesa), położył nacisk na socjalne rozdawnictwo i na „dobrą zmianę”. Nie mówił, że będzie jej towarzyszyła także „niedobra zmiana”, czyli sejmowe dorzynanie opozycji, przepychanie ustaw kolanem, czystki personalne do gołej ziemi czy powrót ideologii smoleńskiej – wraz z jej dyżurnymi kaznodziejami.

Reklama

Przedwczesne ujawnienie takich planów przyniosłoby partii kolejną honorową klęskę. W tym starym opakowaniu PiS był partią niewybieralną. Prezes wyciągnął jednak wnioski i znalazł sposób na wyjście z korkociągu. A że pomogła mu sama Platforma Obywatelska? No cóż, nikt platformersom nie kazał się kompromitować w działaniu – lub jeszcze częściej w zaniechaniu działań. Gdyby nie lekkomyślny (określenie łagodne) ruch PO w lecie z wyborem dwóch sędziów „ponad stan”, PiS nie miałby dziś żadnej wymówki. Nie mógłby mówić, że „skoro PO chciała skraść Trybunał, to my możemy w dwójnasób”.

Po zwycięstwie PiS mógł jeszcze trochę potrzymać Polaków w kampanijnej ułudzie. Zdecydowano inaczej: działać tak, by zabolało, ale by ten ostry ból był szybki i dotykał nielicznych. I znów trudno się dziwić logice. Kto miałby bronić menedżerów objętych 70-proc. podatkiem? Albo bankowców zarabiających miliony? Albo nieźle sytuowanych sędziów trybunału, o których roli i codziennej działalności statystyczny Polak nie wie nic. Bo i skąd miałby wiedzieć? Ta lista celów jest dużo dłuższa, wiemy o TVP i Polskim Radiu, NIK i rzeczniku praw obywatelskich. A dlaczego nie zabrać się w następnym kroku za Komisję Nadzoru Finansowego? Pretekstu nie trzeba szukać, wystarczy obciążyć szefów KNF za słaby nadzór nad upadłym SK Bankiem z Wołomina? Sejm w pięć godzin przegłosuje, Senat w godzinę przyklepie, prezydent w kwadrans dogłębnie przeanalizuje – i skróci się kadencję szefa KNF, by i tam zaprowadzić „dobrą zmianę”...

PiS liczy, że szybkie przygotowanie pakietu 500+ sprawi, że Polacy w swej masie podskoczą ze szczęścia. A głosy nielicznych malkontentów, marudzących coś tam o wartościach demokratycznych, zanikną w wybuchu radości i satysfakcji. Tak być może – ale nie musi. Rząd Beaty Szydło właśnie starł się z matematyką, która jest bezwzględna. Żeby dać, trzeba mieć. A ponieważ rząd nie ma, używa zdartej płyty: chcieliśmy dobrze, ale nie wiedzieliśmy, że poprzednicy zostawili budżet w takiej ruinie. Nie wyglądają poważnie zmiany zeznań ministrów w sprawie zwiększania deficytu w roku 2015. To wygląda, jakby było im wszystko jedno: 3, 4, a może i 10 miliardów. Skoro tak majstrują przy budżecie roku kończącego się za 24 dni, strach pomyśleć, co będzie z projektem przyszłorocznym!

Reklama

PiS strasznie chciał wystąpić na koniec tego roku w roli Świętego Mikołaja. Godne to i sprawiedliwe. Ale oderwane od rzeczywistości. Mikołaja charakteryzuje to, że nikomu nie odbiera, a niemal wszystkim daje to, co sobie wymarzą. PiS może się znaleźć za chwilę w sytuacji, w której uszczęśliwi nielicznych, za co zapłacą wszyscy. Sklepy i banki przeniosą sprawnie swoje nowe obciążenia na klientów. Rodziny ubogie zyskają po pięćset na dziecko, ale stracą prawo do zasiłków. Firmy duże będą funkcjonować pod presją nieustannych kontroli skarbowych, firmy małe ucierpią na ozusowaniu wszystkich umów, a osoby „na działalności” zapłacą skokowo wyższy ZUS. Do emerytury będzie się pracować krócej, więc świadczenia na starość staną się głodowe. Dzieci i ich rodzice będą żyć w pogubieniu: nie wiadomo, czy sześciolatki mają iść do szkół, nie wiadomo, czy gimnazja będą wygaszane, od kiedy i z jakim skutkiem (już sama nieprzemyślana zapowiedź zmian wywołała chaos w polskim systemie edukacyjnym). Do tego PiS dorzuci za chwilę projekt tzw. ustawy antyterrorystycznej („polski Patriot Act”), która pod hasłem walki z zagrożeniami ograniczy prawo do prywatności, dając dużo większe uprawnienia do inwigilacji służbom specjalnym i ich politycznym szefom.

Mam dalej wyliczać? Ja nawet rozumiem, że rewolucja ma swoje prawa i wymaga ofiar. Ale rewolucje, które prowadzą do chaosu w państwie, kończą się upadkiem. Historia pokazuje, że padają rewolucjoniści, a nie zmęczona eksperymentami większość.