Myśliciele polityczni zrozumieli znaczenie zmiany w trakcie rewolucji francuskiej. Mimo że zmiany zachodziły również wcześniej, dopiero projekt zmiany całościowej pobudził europejską refleksję. Po oświeceniu i rewolucji odziedziczyliśmy dwie zupełnie odmienne wizje zmiany. Pierwsza to marzenie, że zmiana całościowa doprowadzi do naprawdę dobrego społeczeństwa. Druga, że należy zmieniać, ale zawsze jak najmniej i dobrze wiedząc, że nowe będzie lepsze i dlaczego w ogóle dokonujemy zmiany. Pierwsze stanowisko określano, czasem i niesłusznie, rewolucyjnym lub socjalistycznym, drugie – reakcyjnym lub konserwatywnym.

Reklama

Ze współczesnej perspektywy wiemy, że zmiany dzielą się na potrzebne i skuteczne oraz niepotrzebne i błędne. Jakiej zatem zmiany oczekujemy, czy raczej oczekują jej zwolennicy obecnie? Jeżeli sądzić po mało wyklarowanych projektach i programach politycznych, oczekują zmiany polegającej przede wszystkim na odejściu od stabilizacji, która stała się zmorą. Od polityki, która jest powszechnie nieuczciwa, pozbawiona wizji wspólnoty, więzi społecznych i zaufania, a stała się biurem rozwiązywania bieżących problemów.

Intencje te można zrozumieć, chociaż dla wielu obywateli mała stabilizacja jest dobrem, którego nie chcieliby stracić. Jeżeli jednak mamy dokonać zmiany, to albo rewolucyjnej, albo bardzo umiarkowanej. W życiu publicznym nie da się uniknąć oceny sensowności zmiany. Przykład? Postulowana obecnie zmiana systemu edukacji, polegająca na usunięciu gimnazjów. Autorzy tej koncepcji wywodzą się z partii rządzącej, bo taka partia zawsze chce coś zmienić, żeby zademonstrować, że ma władzę. Pomysł zmiany systemu edukacyjnego ma ogromne konsekwencje finansowe, organizacyjne i jakościowe. Obawiam się, że nikt nie wie, czy taka zmiana byłaby na lepsze, czy na gorsze. Stan obecny nie jest tak zły, by należało go radykalnie zmieniać. Być może wystarczyłyby zmiany polegające na nadaniu większego znaczenia szkolnictwu zawodowemu?

Jeśli tak, to dominująca tradycja europejska nakazuje odstąpić od zmiany. Obywatele nie wpadną w zachwyt na jej myśl ani nie zaspokoi ona ogólnego pożądania zmiany. I wreszcie argument zasadniczy. Dlaczego większość parlamentarna miałaby cokolwiek zmieniać tylko dlatego, że jest większością? W takiej demokracji, jaką mamy, a więc nienadzwyczajnej, bardziej zrozumiałe społecznie jest dążenie do zmiany radykalnej, niemal rewolucyjnej, niż do zmiany dla samej zmiany. Na tym tle uderzająca jest w Polsce skłonność do zmiany rozkładu jazdy pociągów. Co pół roku nowy, a w Wielkiej Brytanii nie było większej zmiany od II wojny światowej. Czy PKP muszą zmieniać? Widocznie muszą.

Reklama

Żadna władza, zmieniając, nie sprawi nam przyjemności, bo jako ludzie jesteśmy raczej konserwatystami. I żadna władza sama nie rozpocznie zmian rewolucyjnych czy tylko radykalnych. A ponieważ zmiana jest obecnie przedmiotem pożądania, to nastąpi, tyle że nie w systemie edukacji i rozkładzie jazdy, lecz w ustroju państwa, o czym niektórzy zaczynają – na razie mętnie – mówić, bo ją czują, chociaż jeszcze nie widzą. Ta wisząca w powietrzu zmiana już nie może być konserwatywna. Partie zaś ze swojej natury nie mogą zrozumieć innej zmiany, więc ich klęska stanie się nieunikniona.