Magdalena Rigamonti: Z ustawą 500 zł się nie spieszycie. Najpierw trzeba media przejąć?

Beata Kempa: Zajmowałam się ostatnio służbą cywilną, na media miałam mniej czasu. Poza tym jestem małym trybikiem w tej machinie rządowej. Oczywiście, przez lata w polityce poznałam, jak media funkcjonują, mam swoje przemyślenia, znam wielu dziennikarzy i wielu z nich cenię, ale też wielu z nich to niestety rasowi politycy.

Reklama

Ceni pani tych z telewizji publicznej?

Myślałam raczej o tych, których spotykałam w czasie kampanii, w swoich regionach wyborczych. Oni, często funkcjonujący w bardzo trudnych warunkach finansowych, rzetelnie informowali lokalne społeczności, wypełniali swoją misję.

Reklama

Pani przyjaciel Jacek Kurski zostanie zaraz prezesem telewizji publicznej, a pani mi tu o lokalnych dziennikarzach, ich ciężkiej doli i dziennikarskiej misji.

Pani redaktor, mamy sekwencję zdarzeń, najpierw nowelizacja ustawy medialnej musi być podpisana przez prezydenta (Andrzej Duda podpisał ją czwartek – red.), potem opublikowana, a następnie może wchodzić w życie.

Wszystko mogłoby się odbyć jednej nocy, tymczasem prezydent zwlekał z podpisem, podobno nie chce Kurskiego, podobno konflikt jest jakiś.

Reklama

Plotkami się nie zajmuję, a jeśli chodzi o konflikt, to dawno nie pracowałam w tak przyjaznej atmosferze.

Może dla Andrzeja Dudy jest ważne, co w 2008 r. mówił jego mistrz, prezydent Lech Kaczyński: że niedopuszczalnym jest, by prezesi telewizji publicznej byli wybierani przez rząd.

Wie pani, że pracując jeszcze w wymiarze sprawiedliwości, jako dziewczyna, pomniejszy pracownik z prowincji, zapisałam się do PiS, bo ogromnie mi imponował śp. Lech Kaczyński - ówczesny Minister Sprawiedliwości. Imponował mi decyzjami, wiedzą i determinacją w działaniu. Jednak cytując prezydenta Kaczyńskiego z tamtego okresu, trzeba wziąć pod uwagę, że wówczas sytuacja mediów publicznych była zupełnie inna.

Były w rękach PiS, mimo że rządziła PO.

Nie, to zupełnie nie o to chodzi. Wtedy nie było multipleksu. Odbiorca w ok. 80 proc. miał do dyspozycji media publiczne. Dzisiaj na multipleksie jest ponad 290 kanałów przekazu.

Rozumiem, że na dzisiejszym posiedzeniu rządu już przyklepaliście państwo Jacka Kurskiego na stanowisko prezesa TVP?

Pani redaktor, już czas, żeby wszystko doprowadzić do normalności. Przecież to nie jest nasz autorski pomysł, o tym mówią ludzie w Polsce. Wystarczy do nich wyjść i porozmawiać.

Którzy ludzie? Ci co w sobotę będą demonstrować przed TVP?

Kiedyś jednego z dziennikarzy zapytałam, dlaczego pan to robi, dlaczego pan to wszystko pisze, przecież to nie jest zgodne z prawdą. Odpowiedział: bo ma kredyt i dzieci na utrzymaniu.

Pani minister, rozumiem że wszyscy ci, którzy próbują oceniać to, co robi PiS, to są zdrajcy z kredytami i z dziećmi.

Ja szanuję tych, którzy mają misję, którzy chcą lepszej Polski, którzy chcą budować, a nie rujnować, którzy chcą, by ludzie wracali z Wielkiej Brytanii i Irlandii, żeby kolejni nie wyjeżdżali. Ale patrząc na poczynania niektórych polityków i dziennikarzy, a także innych uczestników życia publicznego, odnoszę wrażenie, że w imię własnego spokoju chcą, żeby nic się nie zmieniło.

Jest pani pewna, że szef dyplomacji Witold Waszczykowski ich nie przehandlował?

Jestem. Dokładnie pani wie, jak łatwo coś wyciągnąć z kontekstu i zmanipulować w nieprzychylnej nam prasie zagranicznej. Minister Waszczykowski to ostatnia osoba, która by chciała źle dla Polski i Polaków. Media zagraniczne chcą robić krzywdę Polsce.

O polskie media jeszcze chciałam popytać. To, że PiS czuje nienawiść do Tomasza Lisa, to jeszcze rozumiem, ale o co chodzi z Piotrem Kraśko czy Beatą Tadlą?

O elementarny obiektywizm chodzi. Oczywiście, żyjemy w wolnym kraju, wolno mieć poglądy polityczne.

Uff.

Czas, kiedy wszyscy mieli tak samo myśleć, skończył się w 1989 r. Teraz nawet trzeba mieć poglądy polityczne i dobrze, że się różnimy, bo wtedy jest dyskusja, która wznosi nas na wyższy poziom cywilizacji, ale od dziennikarzy wymaga się jednak minimum obiektywizmu.

Kraśko i Tadla pani zdaniem tego minimum nie posiadają.

Proszę mnie nie pytać o personalia. Wiem, że w odbiorze społecznym wiele osób związanych z mediami publicznymi nie było obiektywnych. Ludzie w Polsce, wyborcy, mówili o konkretnych nazwiskach, mówili o ludziach, którzy przestali być dziennikarzami, a stali się politykami. Jeśli czuje się powołanie polityczne, to można na przykład zdjąć togę czy porzucić redakcję i stanąć do wyborów.

Ależ pani nienawidzi szefa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego.

To nie jest kwestia nienawiści, tylko każdy dziennikarz czy sędzia, który...

...wejdzie Beacie Kempie w drogę.

Nie, nie, który wejdzie w politykę, przestaje być dziennikarzem czy sędzią i staje się tym, kogo się nienawidzi albo wielbi. Taka jest polityka. A media publiczne muszą być obiektywne.

Poseł PiS, Krzysztof Czabański, który przygotowujemy w Sejmie ustawy dotyczące mediów, powiedział, że Telewizja Trwam jest obiektywna.

To jest telewizja katolicka. W kraju, w którym ponad 90 proc. obywateli to katolicy, taka telewizja jest potrzebna.

98 proc. polityki w Trwam poświęcono PiS, więc gdzie tu obiektywizm?

Nie sprowokuje mnie pani do tego, żebym źle mówiła o Telewizji Trwam czy Radiu Maryja. Mam zdeklarowane poglądy, deklaruję też wiarę i robię to publicznie. Zawsze, kiedy jestem pytana albo kiedy czuję taką potrzebę, to mówię o swojej wierze.

Pani minister, ale ja mówiłam o obiektywizmie Telewizji Trwam.

Chyba dobrze, że jako jedyny kraj w Europie, a może i na świecie, mamy na multipleksie katolicką telewizję. Ja się pytam, dlaczego jej miałoby nie być.

Ma być. Tylko niech nikt nie mówi, że jest obiektywna.

Przecież my w innych stacjach poddajemy się krytyce. Chodzę wszędzie tam, gdzie jestem zapraszana.

Do Moniki Olejnik w komercyjnym TVN.

Kiedyś do redaktora Tomasza Lisa też. Ale są pewne granice, których się nie przekracza. Nawet jeśli dziennikarze chcą uprawiać politykę, to można próbować z nimi rozmawiać, ale kiedy ruszane są dzieci polityków, kiedy kłamie się na temat tych dzieci, to dyskutować nie ma co.

Przecież Tomasz Lis przeprosił prezydenta Andrzeja Dudę (w programie przed II turą wyborów prezydenckich podał informację z twitterowego konta Kingi Dudy, że po wygranych wyborach jej ojciec zwróci Oscara, którym został nagrodzony film „Ida”. Potem okazało się, że było to fałszywe konto – red.).

To, co się stało, jest niewybaczalne i jakieś pokątne przeprosiny nie mają znaczenia. W polityce obowiązuje niepisana zasada, że dziećmi polityków się nie zajmujemy. Nasze dzieci wystarczająco dużo cierpią przez to, że zdecydowaliśmy się być w polityce. Nie darowałabym, jeśli ktokolwiek próbował zrobić krzywdę moim dzieciom z tego powodu, że jestem politykiem. Na niedzielę i święta jeżdżę do domu, do Sycowa. Dzieci też przyjeżdżają. To jest nasza święta zasada. Obiecałam im to. Córka niedługo wychodzi za mąż. Przygotowujemy się do tego, chcemy, by ten ślub i wesele były najważniejszym wydarzeniem w jej życiu, również w sensie duchowym.

Dzieci się za panią nie wstydzą, nie mówią: mamuś, na tych ostatnich urodzinach Radia Maryja, to przesadziłaś z uwielbieniem dla księży?

Nie, no skąd. Moje dzieci są wychowane w wierze katolickiej, mają ogromny szacunek do osób duchownych. Zresztą, w naszej rodzinie było wiele takich osób. Niedawno z mężem byliśmy na Zjeździe Rodzin Radia Maryja. On był pierwszy raz i był pod wielkim wrażeniem. Mąż jest moim najczęstszym recenzentem, choć od polityki woli siatkówkę. I do jego rad się stosuję w stu procentach. Z tymże ja jestem tu, on w domu w Sycowie, choć cały czas jest ze mną. Proszę spojrzeć, mam go tu, jego zdjęcie w telefonie, wystarczy włączyć i jest. A co do moich słów na urodzinach Radia Maryja, to od dzieciństwa pisałam listy do różnych duchownych. Pisałam w imieniu mojej sparaliżowanej babci i zawsze te listy zaczynały się od słów: przewielebny bądź przewielebni.

Na tych urodzinach występowała pani w imieniu premier Beaty Szydło, jako polityk, przedstawiciel rządu.
Zawsze do duchownych oficjalnie będę mówić "przewielebni", niezależnie od tego, czy będę ministrem, posłanką, politykiem czy prywatną osobą. I proszę, żeby mi nie narzucano politycznej poprawności i nie próbowano wmówić ludziom, że skoro mam takie poglądy, to jestem kimś gorszym. Nasze dzieci też są tak wychowane. Nauczyły mnie jednego, że każda decyzja musi być uzasadniona.

I ma pani poczucie, że każdą decyzję Polakom uzasadniacie, skoro wszystko dzieje się tak szybko.

Wszyscy są zdziwieni, że rząd PiS działa tak szybko. Rząd PO działał w różnych przyjemnych miejscach, restauracjach. Zresztą o tym już wspominałam.

Nie chcę rozmawiać o tym, jak pracowała PO, tylko jak PiS pracuje.

Pracujemy od rana do późnej nocy. I uzasadniamy nasze decyzje, czasem tylko słabo się z tymi uzasadnieniami przebijamy w mediach.

Przejmiecie media i kłopot z głowy.

Gdybyśmy nie umieli uzasadniać swoich racji, to nie wygralibyśmy wyborów i to jeszcze tak, jak nikomu wcześniej nie udało się wygrać. Jako pierwsza partia po 1989 r. rządzimy samodzielnie.

Bo w kampanii nie mówiliście o TK, mediach, tylko o tym, kto i ile dostanie pieniędzy, komu zabierzecie, a komu dacie.

Mówiliśmy o zmianie, o tym, że ta zmiana potrzebna jest wielu dziedzinach. I to się właśnie dokonuje. Kierunek zmian dyktują nam zwykli ludzie.

(...) Nie znajdzie pani ani jednego mojego słowa, które byłoby nieprzychylne panu Macierewiczowi. Chyba że ktoś je wymyślił. Zadaje pani tendencyjne pytania, nawet bardzo tendencyjne. Proszę zapytać ministra Macierewicza, czy kiedykolwiek z mojej strony miała miejsce jakaś nieprzychylność. Mogę śmiało powiedzieć, że cenię sobie pana Macierewicza. Jest bardzo dobrze wychowany.
Cały wywiad Magdaleny Rigamonti z Beatą Kempą w elektronicznym wydaniu MAGAZYNU DGP >>>
Dziennik Gazeta Prawna / Maksymilian Rigamonti