Białoruski prezydent zapowiedział, że będzie dążył, aby w jego kraju było nie mniej demokracji niż w Polsce. Świetnie, takie zapowiedzi padają z jego ust od lat. To samo słyszał Radosław Sikorski, gdy razem z niemieckim kolegą w 2010 r. próbowali kupić od Mińska wolne wybory. Obietnice nic nie kosztują, a zawsze jakiś naiwniak się na nie złapie. Próbę ustawienia sobie Waszczykowskiego także widzieliśmy; do końca nie było wiadomo, czy minister zostanie przyjęty przez prezydenta.
Rokowania z Łukaszenką mają swoją specyfikę. Gdy próbuje się z nim rozmawiać hasłami o eurowartościach, prawach człowieka i demokracji, nie wywołuje się u niego szacunku, lecz wrażenie, że rozmówca to kolejny „łoch”, frajer, którego łatwo oszukać. Co innego rozmowa na konkrety: my wam to, wy nam tamto. Odpowiednik unijnego „mniej za mniej, więcej za więcej”. W czasach poprzedniej odwilży w relacjach z UE (2008–2010) parę rzeczy załatwiono. Część, jak rada konsultacyjna z udziałem władz i opozycji, szybko odeszła w niepamięć. Ale część pozostała.
Najwięksi krytycy rozmów z dyktaturą nie zaprzeczą, że środowiskom niezależnym i opozycyjnym dobrze zrobiły rejestracja ruchu O Wolność Alaksandra Milinkiewicza albo przyjęcie do państwowej dystrybucji trzech niezależnych tytułów prasowych. Parę takich drobiazgów Unia może ugrać i dziś. Skoro udało się wprowadzić do kiosków tygodnik „Nasza Niwa”, dlaczego ma się nie udać namówić władz do zarejestrowania TV Biełsat? Skoro swój ruch mógł zarejestrować Milinkiewicz, dlaczego nie ma tego zrobić chadecka partia Pawła Siewiaryńca? A gdyby przez kolejne lata Łukaszenka uwięził nowych więźniów politycznych...
Reklama
Jeśli Mińsk w zamian za zgodę na ratyfikację małego ruchu granicznego żąda środków na rozbudowę przejść granicznych i złagodzenia publicznej krytyki, może warto mu to dać. Ruch bezwizowy, nawet ograniczony do Brześcia i Grodna, to dalsza europeizacja Białorusinów, już dziś przodujących pod względem stosunku liczby wiz schengeńskich do populacji. Większa przepustowość przejść to korzyści dla polskich tirowców i handlarzy. Najważniejsze to nie pójść starymi koleinami braku konkretów. Bo nikt nie da gwarancji, jak długo potrwa obecna odwilż.
Reklama