Jednym z pierwszych a zarazem kontrowersyjnych projektów ustaw rządu Prawa i Sprawiedliwości było nowe-stare rozwiązanie – polegające połączeniu funkcji Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego. Taką samą receptę na uzdrowienie prokuratury zastosowano za poprzednich rządów PiS, kiedy urząd premiera sprawowali Kazimierz Marcinkiewicz, a następnie Jarosław Kaczyński. Jesteśmy zatem świadkami swoistego powrotu do przeszłości z lat 2005-2007, kiedy to koalicja pod przewodnictwem Prawa i Sprawiedliwości była u władzy. Zmiana tych rozwiązań stała się jedną z pierwszych reform Sejmu VI kadencji, w czasie której większość parlamentarną miała koalicja PO - PSL.

Reklama

Zaproponowana przez Prawo i Sprawiedliwość reforma dotycząca zwierzchnictwa nad poczynaniami prokuratorów nie spotkała się z powszechnym aplauzem. Przy jej ocenie Polacy podzielili się mniej więcej po połowie. Jedni uważają to za złe rozwiązanie, mówiąc że ład ustanowiony przez Platformę Obywatelską był o tyle dobry, że zapewniał urzędowi prokuratorskiemu niezależność. Połączenie funkcji Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego może - w ocenie tej części społeczeństwa - pogorszyć sytuację Polski na arenie międzynarodowej poprzez wikłanie prokuratorów w bieżącą politykę. Drugą część obywateli i komentatorów zaaprobowała to rozwiązanie uznając je za koniec samowoli i braku rzetelnego nadzoru nad prokuraturą i prowadzonymi przez nią śledztwami.

To jednak nie koniec zmian w wymiarze sprawiedliwości. Z obozu partii rządzącej coraz częściej dochodzą informację o jeszcze jednej planowanej reformie. Reorganizacją ma zostać objęte także sądownictwo. Po nieudanych zmianach przeprowadzonych przez ministra Gowina za czasów rządów PO i PSL, na które składały się między innymi likwidacje najmniejszych sądów, które następnie przywracał prezydent Bronisław Komorowski - teraz przyszła pora na znacznie poważniejsze rozstrzygnięcia.

Reklama

Tym razem, nie będą to już kosmetyczne zmiany dotyczące części struktury najniższej instancji sądów powszechnych. Jeśli wierzyć informacjom z kuluarów władzy ma być to wielka reforma funkcjonowania całego systemu sądownictwa w Polsce. Przewiduje ona bowiem spłaszczenie struktury sądów do dwóch instancji orzekających. Taka zmiana wpłynie nie tylko na sądy jako instytucję ale także, a może przede wszystkim, na pełniących tam swój urząd sędziów.

Coraz głośniej mówi się o tym, iż w momencie wprowadzania reformy będą mogli oni być przenoszeniu pomiędzy sądami, możliwa będzie także kompleksowa wymiana stojących na ich czele prezesów. Projekt przyszłej ustawy wprowadza także m.in. nowość w postaci jawności oświadczenia majątkowego sędziów, tak jak jest to w przypadku np. posłów. Przygotowywane rozwiązanie stawia pod znakiem zapytania sposób działania Krajowej Rady Sądownictwa, która jest ciałem konstytucyjnym stojącym na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów, złożonym z znacznej części z orzekających sędziów poszczególnych rodzajów sądów.

Reklama

Proponowane zmiany w ustroju sądownictwa, o których była już wyżej mowa stały się przyczyną kryzysu w polskiej polityce. Kryzysu, który z rangi lokalnego problemu, przerodził się europejski. Mowa tutaj o impasie wokół, najważniejszego sądu w Polsce, filarze demokracji jakim jest Trybunał Konstytucyjny. Zgodnie z obowiązującym prawem składa się on z 15 sędziów, którzy są wybierani m. in. przez Sejm na maksymalnie 9-letnią kadencję. Nie przysługuje im prawo do reelekcji.

Początków sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego można doszukiwać się w momencie, kiedy prezydent Andrzej Duda nie przyjął ślubowania od trzech sędziów Trybunału, prawidłowo wybranych głosami ustępującej koalicji PO-PSL. Pozostała dwójka (kadencja sędziów, za których zostali wybrani mijała w grudniu) była natomiast wybrana bezpodstawnie, bo ich wybór należał już do kompetencji następnego Sejmu. W miejsce pięciu sędziów wybranych głosami Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, Prawo i Sprawiedliwość, podczas nocnego głosowania w sejmie wybrało swoich sędziów. Zostali oni zaprzysiężeni przez Prezydenta i w tym momencie w Polsce rozgorzała dyskusja. Wiele środowisk nie zgadzało się z decyzją. Na wiele dni media zdominowały kolejne informacje na temat stanowiska stron konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego.

Pierwszą próbą zakończenia kryzysu była ustawa o Trybunale Konstytucyjnym, uchwalona głosami PiS i części posłów klubu Kukiz'15. W perspektywie czasu ustawa została uznana za nie konstytucyjną przez sam Trybunał. Nowa ustawa proponowana również przez klub Prawa i Sprawiedliwości jest kopią poprzedniej z drobnymi zmianami natury kosmetycznej. Opozycja domaga się również publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego odnośnie pierwszej ustawy, która spotkała się z międzynarodową dezaprobatą. Spotkania przedstawicieli partii politycznych zwoływanych z inicjatywy marszałka Kuchcińskiego nie dają żadnych efektów.

W miarę rozwoju sytuacji do dyskusji przyłączyli się europejscy przywódcy. Do tego grona dołączyła ostatnio grupa amerykańskich senatorów, która wystosowała list do polskich władz z zapytaniem o stan praworządności w Polsce. Wcześniej ten sam temat został przedyskutowany w Parlamencie Europejskim, oraz stał się przedmiotem obrad Komisji Weneckiej. Nadzwyczajna rezolucja podjętą przez Parlament Europejski, ani nieprzychylna opinia Komisji Weneckiej, nie znalazły odzwierciedlenia w stanowisku większości sejmowej. Oba wystąpienia zostały uznane za mało znaczące.

Końca tego sporu nie widać, a jego rozwiązanie może trwać jeszcze bardzo, bardzo długo. Wydaje się, że obecny stan będzie trwał póki nie będzie porozumienia pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością i parlamentarną opozycją. Do tego jednak potrzebna jest szczera rozmowa i zrozumienie wzajemnych intencji. A to w polskiej polityce ... towar deficytowy.

Innym rozwiązaniem mogłyby być, często powtarzające się w dyskusjach na ten temat, ale mało prawdopodobne, przedterminowe wybory. Równie iluzoryczne wydaje się poddanie protestom opozycji i międzynarodowym naciskom i zaakceptowanie obecnego ładu przez większość parlamentarną. Wiele zależeć będzie, od tego co się stanie kiedy prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepiński odejdzie ze stanowiska w grudniu.

Wydaje się jednak, że dla dobra obywateli i międzynarodowej pozycji Polski dobrym początkiem końca sporu byłaby publikacja zaległego wyroku i ponadpartyjne porozumienie, w którego efekcie wyłoniony zostałby zespół ekspertów reprezentujący wszystkie ugrupowania parlamentarne. Taki zespół miałby legitymację do podjęcia prac nad reformą sądownictwa i zbadania czy, i w jakim zakresie jest ona potrzebna. Mógłby otworzyć także drogę do rozpoczęcia dyskusji w sprawie ewentualnych zmian w Konstytucji w zakresie regulującym funkcjonowanie sądownictwa.