Tyle że Zaremba nie masakruje, lecz rozumie racje Machcewicza, także te, które odrzuca. Należy wierzyć, że gdzieś w świecie takie starcia idei, w których przyznaje się jakąś rację nosicielom przeciwnych poglądów, są na porządku dziennym. Bo w polskiej prasie na porządku dziennym jest jednak „andermanizm”. Janusz Anderman, cokolwiek zapomniany, lecz pracowity felietonista „Gazety Wyborczej”, publikuje chyba już ze dwadzieścia lat ten sam felieton – po lekturze prasy prawicowej i nacjonalistycznej pisze, że to, o czym przeczytał w prasie prawicowej i nacjonalistycznej, jest obrzydliwe i groteskowe. Kropka. Oczywiście andermanizacja w prasie prawicowej także kwitnie, bo w tym samym numerze tygodnika z Zarembą czeka nas lektura (Andermana czeka na pewno!) co najmniej dziewięciu tekścideł, w których nie opisuje się świata realnego, lecz tylko wyszydza sposób widzenia świata „przedstawicieli salonu”. Zwariować można.
Można, ale nie trzeba. Można, podobnie jak robi to w odniesieniu do „polityki historycznej” Zaremba, prowadzić swoiste negocjacje z nieprzekonanymi do naszych słusznych poglądów. Oranie, miażdżenie, masakrowanie i kompromitację zostawić internetowi.
A propos – warto przeczytać wywiad z Pawłem Machcewiczem. Widać, że daleko mu do PiS, a zarazem widać, że dyrektor muzeum, o budowę którego rozpętała się niedawno polsko-polska wojna, potrafi szanować wartości, które łączą PiS-owców. Zaremba mógłby w czasach PO zostać szefem telewizji albo prestiżowego muzeum, ponieważ umie uszanować racje drugiej strony i zapewniałby autentyczny pluralizm. W czasach PiS idealnym uczestnikiem „polityki historycznej” jest Machcewicz, który jest w stanie zapewnić, że żaden Polak wchodzący do kierowanego przez Machcewicza muzeum nie zostanie odepchnięty przez partyjną narrację.