Kwestionował wydawane orzeczenia trybunału, który za niekonstytucyjne uznawał ustawy dotyczące tej instytucji (uchwalane oczywiście głosami PiS). Sprowadzało się to do odmowy brania udziału w rozprawach przez przedstawicieli rządu oraz niepublikowaniu orzeczeń TK w Dzienniku Ustaw. Rząd traktował orzeczenia jako opinie. Pat trwał, efektem była groźba powstania równoległego systemu prawnego. Wydawało się, że przełom przyniesie uchwalona w lipcu przez PiS ustawa o TK, ale trybunał rozpatrzył ją, zanim weszła w życie. Wprawdzie uchylił tyko część przepisów, ale tego orzeczenia rząd także nie uznał. Do dzisiaj funkcjonują przepisy, których nie uznaje trybunał, a opiera się na nich rząd.
Konflikt o trybunał stał się przedmiotem debat w Parlamencie Europejskim i działań Komisji: Europejskiej i Weneckiej. W przypadku tej ostatniej to polski rząd był inicjatorem odwołania się do niej. Miało to osłabić wymowę debaty w Parlamencie Europejskim na temat trybunału i opóźnić działania Komisji Europejskiej. Nie zmieniło to faktu, że KE rozpoczęła procedurę kontroli praworządności wobec Polski. Finał na razie nie jest znany. Komisja może przenieść sprawę na forum Rady Europejskiej, co będzie na pewno prestiżową porażką polskiego rządu. Dobrze, że przynajmniej nie grożą nam żadne realne sankcje, bo do tego trzeba w Radzie jednomyślności, co z kolei może oznaczać polityczne koszty dla Komisji. Jednak już obecnie konflikt wokół trybunału niekorzystnie wpłynął na wizerunek rządu za granicą. Pytanie, czy KE nie będzie chciała się odegrać w innych sprawach, gdzie ma dużą dozę arbitralności w podejmowaniu decyzji.
Na pewno rząd osiągnął jeden skutek: trybunałowi zajętemu odnoszeniem się do kolejnych ustaw dotyczących jego samego nie udało się zająć żadną z merytorycznych ustaw PiS uchwalonych w tej kadencji. Choć były skarżone takie akty jak o obrocie ziemią czy o radiofonii i telewizji, ani jedna rozprawa dotycząca tych aktów prawnych się nie odbyła.
Kwestią, która oznaczała prawdziwą rewolucję, była z kolei ustawa o prokuraturze. Nie sprowadziła się do prostego przywrócenia unii personalnej w łączeniu funkcji szefa resortu sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Wprowadzenie równocześnie zmian w organizacji prokuratury dało szefowi ministerstwa możliwość dokonywania ruchów kadrowych w całej prokuraturze o skali i tempie niewyobrażalnym dla poprzedników. Równocześnie prokurator generalny dostał instrumenty prawne umożliwiające dokonywanie ingerencji praktycznie w każde śledztwo. Wprowadzone zmiany oznaczają nie tylko to, że prokuratura jest zupełnie nową instytucją, lecz także to, że możliwości wpływu na jej działania na każdym szczeblu przez jej szefa są nieporównywalne z uprawnieniami jego poprzedników. Teraz resort pracuje nad ustawą o sądownictwie, która prawdopodobnie będzie oznaczała olbrzymie zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Szczegóły nie są jeszcze znane.
Reklama
Reklama