Legitymacja dziennikarska przy ulicy Wiejskiej od połowy grudnia działa jak płachta na byka, więc poprosiłam o podpowiedź, jak się dostać na obrady. Dwóch posłów zaproponowało, że wpisze mnie na listę swoich gości, co biorąc pod uwagę, że chodziło o dziennikarza, samo w sobie było absurdalne. Zaproszenia nie pomogły - nie weszłam. Podobnie jak inni dziennikarze branżowi niemający stałej przepustki; komisja dotyczyła górnictwa, którym nie zajmują się koledzy z tego typu wejściówkami. Nie pomogła obecność posła w biurze przepustek. Nie wydajemy - usłyszałam.
Problem z wejściem mieli też związkowcy, a nawet asystent jednego z posłów (choć oni akurat te przeszkody ostatecznie pokonali). Ja usłyszałam podczas jednej z interwencyjnych rozmów telefonicznych, że dziennikarzy tu nie chcemy. Obejrzałam więc transmisję obrad w domu poselskim. Tym razem działała bez problemu. Tym razem żaden z mówców nie wyłączał mikrofonu, bo chciał coś powiedzieć "na offie". Ostatnio taka sytuacja miała miejsce podczas zespołu parlamentarnego do spraw górnictwa. Dziennikarze na sali mogli usłyszeć, co mówi wiceminister energii, ale ci oglądający transmisję powinni się chyba nauczyć czytania z ruchu warg.
Po kolejnych próbach przekonywania, że nie mam złych zamiarów wobec posłów i chciałabym po prostu pójść do pracy, spytałam funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej, na jakiej podstawie nie mogę tego zrobić. Usłyszałam, że takie są "ustne zalecenia". Niestety, nie dowiedziałam się, czyje. Straż Marszałkowska podlega jednak bezpośrednio i we wszystkim marszałkowi Sejmu. Nie ma możliwości, by podjęła decyzję o niewpuszczeniu dziennikarzy bez zalecenia lub porozumienia z Markiem Kuchcińskim. Jego słynne zarządzenie dotyczące blokady Sejmu obowiązywało od 17 do 20 grudnia 2016 r. (choć zmiany powinny być wpisane do regulaminu Sejmu, a tak się nie stało).
Obecnie nie ma żadnych podstaw prawnych, by dziennikarzy nie wpuszczać. Beata Mazurek, rzeczniczka PiS, w rozmowie z RMF FM przyznała, że jest tą sytuacją zaskoczona. Ale winą obarczyła... Straż Marszałkowską. Cóż, jeśli to samowola bez porozumienia z marszałkiem, to pachnie dymisją. Czyż nie? A może jednak po prostu ktoś mija się z prawdą, próbując wyjść z twarzą z sytuacji, z której takie wyjście wydaje się już niemożliwe? Biuro prasowe Kancelarii Sejmu nie odpowiedziało na moje e-mailowe pytania o odmowę wpuszczenia na jawne obrady komisji. Przez telefon usłyszałam, że była transmisja. A jak będzie podczas przyszłotygodniowego posiedzenia Sejmu? Co jeśli padnie internet? Albo ktoś wyłączy mikrofon?
Reklama
Konstytucjonalista Marek Chmaj mówi o złamaniu art. 61 konstytucji, według którego obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej. Co więcej, ma "wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu". Jednak za to nie ma odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Można zgłosić zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 231 kodeksu karnego (przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego).
Reklama
Tylko co to da? Jakiś czas temu jedna ze spółek górniczych zorganizowała na Śląsku konferencję. DGP zaproszenia nie dostał. Oficjalnie - konferencja była tylko dla dziennikarzy lokalnych (choć koledzy z ogólnopolskich mediów prawicowych zaproszeniem się pochwalili). Nieoficjalnie - pan wiceminister po prostu nie lubi dziennikarki naszej gazety. Barejo, oni nadal nie mają mojego płaszcza. I co ja im zrobię...