To jest #MłodaPolska. Widziana oczami dwudziestolatków i opisywana z ich wrażliwością. To oni rozkładają akcenty, wskazują ujęcie, wybierają rozmówców. Piszą o Polsce, którą widzą przez swój pryzmat. Podkreślają to, co ważne dla nich. Nie unikają trudnych tematów, przemilczanych w gąszczu politycznej szarpaniny. #MłodaPolska to cykl, w którym studenci SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego będą opisywać rzeczywistość ludzi wchodzących w dorosłość. Ich piórem chcemy pokazać Polskę młodych, ze wszystkimi ich obawami, wątpliwościami, zdziwieniami, autorytetami. Bez tematów tabu i cenzury. Taka jest #MłodaPolska.

Kiedy byłaś dzieckiem, zdawałaś sobie sprawę z tego, czym zajmuje się Twój ojciec?

Oficjalnie był złotnikiem i prowadził zakład jubilerski. Musiałam trzymać się tej wersji, miałam ją wykutą jak pacierz. Ale nawet będąc dzieckiem, nietrudno jest się zorientować, że coś wokół ciebie nie gra. Jaki złotnik znika co noc i wraca nad ranem z kumplami i workiem hajsu? Podejrzewałam, że robi coś nielegalnego, ale przez długi czas nie wiedziałam, co.

Kiedy zrozumiałaś, skąd brały się te worki?

Reklama

Jak byłam już nastolatką i kumałam więcej, niż rodzicom się wydawało. Nikt mi nigdy nie powiedział, czym naprawdę zajmuje się mój ojciec. Sama doszłam do tego, że należy do grupy przestępczej przemycającej kamienie szlachetne. A poza tym trudnił się tym, czym wszystkie inne mafie na świecie. Haracze, pobicia, narkotyki, burdele...

Reklama

Prawda o ojcu zburzyła twoje dzieciństwo?

Reklama

Dzieciństwo? Dla mnie to pojęcie nie istniało. Szkołę miałam niedaleko domu, więc chodziłam sama... A w zasadzie to prawie sama, bo ojciec kazał mnie śledzić. Nie po to, żebym nie zrobiła po drodze czegoś głupiego, tylko dla bezpieczeństwa. W mafii każdy ma wrogów, a najłatwiejszym celem w gangsterskich porachunkach są dzieci. Nie było więc mowy o tym, żebym przyprowadziła do domu jakąś koleżankę. Poza tym nie chciałam, aby ktokolwiek z moich znajomych dowiedział się, jak naprawdę wygląda moja rodzina. Ojciec lubił sobie pochlać z kumplami, a wtedy stawał jeszcze gorszy. Nie szanował mnie, mojej siostry, matki. Nienawidziłam go.

Gdzie w tym wszystkim była Twoja matka?

Nie miała nic do powiedzenia. Musiała zajmować się ziomkami ojca. Jego kumple bywali u nas prawie codziennie i chlali do rana, omawiając interesy. A jej podstawowym zadaniem było ugoszczenie ich o każdej porze dnia i nocy. Z uśmiechem. Raz w życiu zrobiła krzywą minę, bo miała już dosyć tego wszystkiego. Tylko raz, bo chwilę później ojciec przystawił jej do skroni lufę pistoletu, żeby zapamiętała do końca życia, że jej psim obowiązkiem jest bycie zadowoloną w towarzystwie męża i jego kolegów. Zdarzały się nawet sytuacje, gdzie po domu biegały nagie dziwki, a matka też musiała im usługiwać. Do tej pory zastanawiam się, jak ona to wszystko wytrzymywała.

Nie buntowałaś się przeciwko ojcu?

Próbowałam, jako nastolatka. Uciekałam ze szkoły, ale ciężko jest uciec przed mafią... On zawsze mnie pilnował, poddawał testom, sprawdzał, czy mam silną psychę i czy pod presją nie sypnę.

Na czym polegało to testowanie?

Opowiem ci, co zrobił z moją przyjaciółką. Zadzwonił do niej w środku nocy i podał się za policjanta. Powiedział, że jej mąż nie żyje i że musi się stawić na komendzie. Jakim zwyrolem trzeba być, żeby robić ludziom takie rzeczy? A on robił to dla zabawy. Sprawdzał, jak silny masz charakter, jak się zachowasz w stresowych sytuacjach.

Przyjaciółka przeszła test?

Tak. Ojciec sam był zdziwiony, że tak dobrze jej poszło. (śmiech)

Co działo się z tymi, którzy oblewali testy?

Nie wiem. Podejrzewam, że w części przypadków kończyło się na pobiciach… Chociaż nie mam pewności, czy ktoś nie zginął z rąk mojego ojca i jego wspólników.

Twój ojciec nie bał się wpadki?

Wcale nie było tak łatwo go złapać. Opłacał polityków, opłacał psiarnię, więc o większości szykowanych na niego akcji dowiadywał się wcześniej. Oczywiście nie zawsze udawało się uniknąć zatrzymania z tego czy innego powodu, ale kiedy już wpadał, zawsze znajdował takiego adwokata, który go oczyszczał ze wszystkiego. Kiedyś CBŚ zorganizowało na niego zasadzkę. Przez wiele dni agenci wynajmowali mieszkanie naprzeciwko naszego domu i stamtąd obserwowali, co się u nas dzieje. Dokładnie wiedzieli, kto i kiedy do nas przychodzi i co przynosi. Miałam wtedy może osiem lat. Zobaczyli, że jestem w domu sama i wysłali do nas jakiegoś typa z paczką. Myślałam, że to jakaś ważna przesyłka dla ojca i wzięłam. Nie wiedziałam, że to prowokacja. Psy obstawiły całą ulicę, przy której mieszkaliśmy. Wyczekali do powrotu ojca. Zanim zdążył zamknąć drzwi, antyterroryści już u nas byli. Wszystkich rzucili na glebę i od razu znaleźli tę paczkę, a tam był ładunek wybuchowy. Od razu zawinęli ojca, ale zajebisty prawnik udowodnił, że paczka była podrzucona.

Takie naloty musiały być dla Ciebie, małej dziewczynki, strasznym doświadczeniem.

Przyzwyczaiłam się. Z czasem, nauczona doświadczeniem, od razu padałam na podłogę, żeby nie mieć wykręconych łap. Kiedy do domu wpadali policjanci, to pierwsze, co robiłam, to chwytałam notes ojca z kontaktami i wsadzałam sobie w majtki. Który pies będzie zaglądał małej dziewczynce w majtki? Potem brałam młodszą siostrę pod pachę i kładłyśmy się szybko twarzami do podłogi. Leżałyśmy tak nieruchomo, dopóki ktoś nie pozwolił nam się podnieść. Tak wyglądał praktycznie każdy nalot i zawsze najważniejszy był notes. Gdyby psy go znalazły, od razu byłoby po ojcu.

Twój ojciec zasłynął także jako jeden z założycieli pewnego kościoła. Raczej nie dlatego, że był przesadnie religijny...

Nie mam pojęcia, jak oni na to wpadli, ale pomysł był genialny. Wymagał tylko pokazania kilku świstków w urzędzie i podstawienia kilku rzekomych wiernych. W tamtych czasach takie kościoły miały wiele przywilejów, między innymi przywileje podatkowe. Dzięki temu mogły na przykład ściągać auta zza granicy i rejestrować je jako niezbędne do pełnienia funkcji kapłańskich, za co należał się im zwrot podatku. Później zaczęli w podobny sposób kombinować z odpisywaniem darowizn. Oprócz tego przemycali do Polski skośnych – Chińczyków i Wietnamczyków. Nie wiem, czy gdzieś na świecie istniała lepsza przykrywka dla działań mafijnych niż wymyślona religia. W sumie mogę potwierdzić, że mój ojciec był geniuszem (śmiech).

Policja nie zorientowała się, do czego służył ten związek wyznaniowy?

Jasne, że się zorientowała, zresztą nie tylko policja. Mój ojciec i jego kumple byli również obserwowani przez dziennikarzy, którzy nierzadko szybciej rozpracowywali gangsterów niż psy. Chociaż mimo wszystko trochę to trwało. Kościół zdemaskowano dopiero po kilku latach. Oczywiście ojciec trafił do aresztu, nawet postawiono mu jakieś zarzuty, ale jak zwykle udało mu się z tego wywinąć.

Za każdym razem się wywijał?

Nigdy nie siedział w więzieniu. Nigdy nie został skazany wyrokiem.

Twój ojciec zmarł 5 lat temu. Możesz dziś spojrzeć na swoje dzieciństwo z dystansu. Zastanawiasz się czasem, czego nauczyło Cię życie u boku mafiosa?

Powiem Ci, że to była istna szkoła przetrwania. Wszystkie akcje, których byłam świadkiem, całe to moje „dzieciństwo” sprawiło, że chyba nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Testowanie charakteru poniekąd wyszło mi na dobre. Mocno stąpam po ziemi, nie dam sobie nikomu wejść na głowę. Chyba twarda ze mnie sztuka! (śmiech)