Barbara Sowa: W czasie ostatnich pikiet pracownicy domagali się podwyżek rzędu 1000 zł. Podniesiecie wynagrodzenia na Poczcie?
Przemysław Sypniewski: Wiemy, że wynagrodzenie jest niewystarczające, ale nie jesteśmy w stanie w ciągu kilku miesięcy naprawić zaniedbań z ostatnich kilku lat. Nagła utrata kilkuset milionów złotych przychodów z powodu przegranego przetargu na obsługę korespondencji sądowej sprawiła, że trzeba było gdzieś szukać oszczędności. Robiono to poprzez cięcie kosztów, czyli najczęściej zwolnienia pracowników. Musimy teraz firmę odbudować. Pierwsze podwyżki już były – rok temu najniższa płaca wynosiła 1900 zł, dziś 2150 zł. Podwyżka o 1000 zł to dla firmy koszt 1,3 mld zł rocznie. Nie stać nas na to.
Z moich informacji wynika, że padła propozycja podniesienia minimalnego wynagrodzenia o 100 zł i dodatkowych 300 zł dla listonoszy.
Rozmowy trwają i nie chciałbym się odnosić do żadnych kwot. Pewne jest, że w tym roku wracamy do wypłacania premii – wszystko wskazuje, że jeszcze za I kw., bo wyniki spółki są dobre. Listonosze i asystenci będą mogli otrzymać w kwartale nawet ponad 900 zł. Rocznie będzie to firmę kosztowało 300 mln zł.
Reklama
Od pewnego czasu śledzimy w mediach informacje o wojnie sieci handlowych na podwyżki dla personelu, ale jednocześnie w sklepach są coraz większe niedobory pracowników. Nikt też głośno nie mówi, że sieci handlowe do wynagrodzenia brutto wliczają premie uzależnione od wielu czynników, tj. frekwencji, wyników, oceny pracowniczej czy stażu. Mamy inne podejście, planujemy wzrost zasadniczego wynagrodzenia dla najmniej zarabiających. Jednocześnie obniżyliśmy pensje kadry zarządzającej. Prezes i członkowie zarządu Poczty zarabiają blisko trzy razy mniej w porównaniu z poprzednikami.
Reklama
Dlaczego wyciągaliście konsekwencje wobec ludzi, którzy pikietowali i krytykowali sytuację w spółce w mediach społecznościowych? Widziałam pismo rozesłane do wszystkich jednostek z groźbą dyscyplinarki dla pracowników, którzy „szkalują” firmę na zewnątrz.
Nikt z Poczty nie został zwolniony z powodu pikiety. Pismo, o którym pani mówi, miało charakter wewnętrzny i mówiło wyłącznie o tym, że wypowiedzi szkalujące firmę – wulgarne czy wręcz groźby karalne, bo i takie się zdarzały – będą miały konsekwencje prawne. Mam wrażenie, że ostatnie protesty są organizowane z zewnątrz. I to przez organizację, która nie jest nigdzie zarejestrowana i nie ma nic wspólnego z Pocztą.
Członkami Związku Syndykalistów Polskich, bo o nich mowa, są pracownicy Poczty.
Co to za organizacja, która nie jest wpisana do KRS, i dlaczego organizuje protesty właśnie na Poczcie?! Gdy przez ostatnie osiem lat pensje spadały i zwalniano ludzi, wtedy ta organizacja nie protestowała. Aktywizuje się dopiero teraz, gdy wynagrodzenia rosną i trwa nabór nowych ludzi do pracy. Działania te wyrządzają szkodę wizerunkową Poczcie, podważają zaufanie klientów i mogą się przełożyć na mniejsze dochody, a tym samym ograniczyć możliwości poprawy sytuacji finansowej firmy i pracowników.
Ilu pracowników wam brakuje?
Planujemy przyjęcie 1500–1800 osób. Szukamy głównie kierowców i listonoszy w dużych miastach, jak Warszawa czy Poznań, i w zachodniej Polsce.
Zamierzaliście zatrudnić Ukraińców.
Nie ma takiego konkretnego planu, ale można sobie wyobrazić, że mogliby pracować na stanowiskach kierowców albo w naszych węzłach ekspedycyjno-rozdzielczych. Podobne działania już wdrożyło wiele innych firm w Polsce.
Nie wszyscy pracownicy popierają zatrudnianie więźniów. Twierdzą, że kiedyś pracownik Poczty musiał się legitymować nieskazitelną przeszłością z uwagi na to, że wykonywał zawód zaufania społecznego – miał kontakt z pieniędzmi, danymi osobowymi.
Jaki dostęp do danych ma człowiek, który przepakowuje paczki z samochodu na taśmociąg? Więźniów zatrudniliśmy na stanowiskach, gdzie od dawna trwa otwarta rekrutacja, ale nikt się nie zgłaszał. Głównie w węzłach eksploatacyjnych, gdzie mamy do czynienia z ciężką fizyczną pracą polegającą na przenoszeniu paczek. Między innymi dzięki uzupełnieniu braków kadrowych w sortowniach przeszliśmy okres świąteczny bez perturbacji, jakie nie ominęły naszej konkurencji. Państwo stworzyło program, który ma pomagać w resocjalizacji więźniów, więc dlaczego mamy w nim nie uczestniczyć? Nasza działalność koncentruje się nie tylko na biznesie, ma też wymiar społeczny.
W zeszłym roku Poczta miała stratę, a w tym zakładacie o 600 mln zł więcej przychodów. Do 2021 r. wzrosną one z obecnych 5,3 mld zł aż do 6,9 mld zł. W jaki sposób chcecie to osiągnąć?
Odzyskując rynek. To już się dzieje, wstępne wyniki za I kw. są obiecujące. Ale gwarancję, że ten plan się sprawdza, będziemy mieli dopiero po roku.
Czy planujecie podwyżki dla klientów?
Ceny usług powszechnych się nie zmienią.
Usługi powszechne to listy i paczki. A co z pozostałymi usługami, np. kurierskimi?
To będzie zależało od rynku. Usługa powszechna jest regulowana, zmiany w cenniku musi zatwierdzić Urząd Komunikacji Elektronicznej. Nie sądzę, żeby zgodził się na kolejną podwyżkę. W pozostałych segmentach to rynek kształtuje ceny. My się dostosujemy. W moim przekonaniu na polskim rynku pocztowym ceny będą wzrastać, bo i tak są jednymi z najniższych w Europie.
InPost już wam nie zagraża, kto teraz jest największym konkurentem Poczty?
Duże firmy logistyczne z Europy Zachodniej: francuskie, niemieckie, angielskie. A także duże poczty narodowe z tych krajów.
Czy Amazon stanowi dla Poczty zagrożenie?
Na razie nie patrzymy na niego jak na konkurencję, bo dostarcza swoje produkty za pośrednictwem innych operatorów, w tym Poczty. Ale w przyszłości możemy sobie wyobrazić, że będzie tworzył własną sieć dystrybucji, tak jak to miało miejsce w Niemczech. Amazon długo korzystał z Deutsche Post, a w zeszłym roku zrezygnował, powodując duże tąpnięcie w finansach niemieckiego operatora.
Strategia Poczty zakłada duże inwestycje. Jakie są najpilniejsze potrzeby?
Potrzebujemy sorterów paczkowych, które pozwolą zautomatyzować proces obsługi przesyłek. Mam nadzieję, że w przyszłym roku jeden duży postawimy w Zabrzu. Potem będziemy kupowali kolejne. Ale to wymaga czasu i pieniędzy. Jedna maszyna to wydatek rzędu 35–55 mln zł. Musimy też kupić nowe systemy informatyczne, ostatni został bowiem zakupiony w 2000 r. Potrzebujemy czterech systemów: okienkowego, który pozwoli wpisywać zlecenia do komputera bezpośrednio przez pracownika poczty w okienku, systemu billingowego, systemu do śledzenia przesyłek i systemu HR-owego. Wszystkie mają jednakowy priorytet, wszystkich potrzebowalibyśmy od razu. Ale musimy wybierać.
Z jednej strony chcecie budować e-państwo, a z drugiej – mówicie, że ostatni system informatyczny został kupiony 17 lat temu. Coś tu nie gra.
Cyfryzacja państwa niekoniecznie wiąże się z informatyzacją Poczty. To trzeba rozdzielić. Do cyfryzacji nie jest potrzebny nowy system HR-owy, służący do zarządzania kadrami w firmie. Mamy własną spółkę cyfrową Poczta Polska Usługi Cyfrowe, której platforma Envelo pozwala wysyłać przez internet m.in. elektroniczne kartki czy założyć profil zaufany ePUAP. W tym zakresie duże inwestycje już zostały poczynione. Zdaniem wielu ekspertów nie ma lepszego narzędzia do budowy e-państwa niż Envelo. Ono już jest, teraz trzeba w nie wlać usługi, które przyniosą przychody. Sami tego nie zrobimy. Możemy rozwijać tę spółkę organicznie i pozyskiwać klientów, ale powodzenie projektu na dużą skalę będzie zależało od administracji.
Co z pozostałymi spółkami w grupie? Będziecie rozwijali usługi finansowe?
Oczywiście będziemy dbali o pozostałe usługi, które świadczy grupa. Ale nie zapominajmy, że dla nas kluczowy jest biznes pocztowy. W Polsce funkcjonuje fałszywy obraz, że nikt już nie wysyła listów. Przychody z tego tytułu rzeczywiście spadają rokrocznie o 4 proc., ale ten sektor nadal przynosi przychody rzędu 3,5 mld zł. Dlatego InPost tak mocno starał się wejść w ten segment. Dochody Banku Pocztowego wyniosły ok. 340 mln zł, więc znacznie mniej, niż osiągamy z działalności podstawowej.
Ile pieniędzy straciliście w zeszłym roku z tytułu odszkodowań za opóźnienia i zgubione przesyłki?
Odkąd zwiększyliśmy obroty, głównie z uwagi na obsługę korespondencji sądowej, tych reklamacji jest trochę więcej, choć i tak mniej niż w przypadku InPostu. Ten wzrost wynika także z większej świadomości klientów w zakresie swoich praw.
W nowelizacji ustawy o prawie pocztowym chcieliście zabrać klientom możliwość reklamowania przesyłek nierejestrowanych.
To nie było tylko w naszym interesie, ale też innych operatorów pocztowych, którzy popierali postulowane zmiany. Takich rozwiązań nie ma też na rynku europejskim. W Wielkiej Brytanii można reklamować przesyłkę nierejestrowaną, ale trzeba przyjść z dowodem zapłaty. A w Polsce nikt tego nie wymaga.
Poczta jest dziś narodowym operatorem, z każdej strony może liczyć na pomoc państwa. Cieszycie się uprzywilejowaną pozycją.
Mogę wskazać, jak inni operatorzy byli i są uprzywilejowani w innych krajach. Przykład? We Włoszech samorządy korzystają z Banku Pocztowego, dlaczego nasze nie chcą tego robić? Wiem też, że nasi konkurenci na rynku paczkowym, np. DHL lub DPD, są przekonani, że Poczta Polska jest teraz w momencie przełomu. Silna Poczta, za którą stoi państwo, to dla nas szansa. Podobnie było w Niemczech i we Francji, gdzie rządy wspierały tamtejsze poczty. Walczymy na bardzo konkurencyjnym rynku. Proszę też porównać specyfikację, na podstawie której korespondencję sądową dostarcza dziś Poczta Polska, i tę, na podstawie której działała Polska Grupa Pocztowa. Obostrzenia, które nam sądy przedstawiły, są zdecydowanie większe.
Ale to wy dziś dostarczacie korespondencję organów administracji publicznej i spółek Skarbu Państwa, to wy jesteście głównym partnerem w rządowych programach.
Znam przypadek dużej instytucji państwowej, która miała umowę z InPostem i z dnia na dzień dostała wypowiedzenie. Przyszedł przedstawiciel firmy i powiedział: „Od jutra was nie obsługujemy”. Szybko przybiegli do Poczty. Urzędy korzystają więc z naszych usług, bo się sparzyły. Co do państwowych programów, to my byliśmy firmą, która upowszechniła program „Rodzina 500 plus”, ale na razie beneficjentem w wymiarze finansowym, poza rodzinami, są banki. Partnerami programu są też instytucje finansowe. Co do programu „Mieszkanie plus”, to zbyt wcześnie, by oceniać jego skutki dla naszej firmy.
Czy wrócą na Pocztę mundury? Wiceminister infrastruktury ma taką nadzieję.
Na razie do placówek wraca godło, bo stanowi element związku naszej firmy z państwem. Chciałbym, żeby pracownicy Poczty byli schludnie ubrani, bo dziś duża część roboczych strojów wygląda niedobrze. Mamy zaplanowany w tym roku wydatek 18 mln zł na stroje robocze, które przed laty zastąpiły mundury, bo są tańsze. Żeby ubrać listonoszy i pracowników w placówkach w mundury, trzeba wydać ponad 50 mln zł.