(...)
Magdalena Rigamonti: I co potem się z tym ciałem działo?

Dymitr Książek: Zjeżdżało windą do piwnic prosektorium, tam, gdzie znajdowały się chłodnie i gdzie – jak się szybko przekonałem – pracowali pakowacze. Trzech facetów, typków takich. Już to pani wtedy mówiłem, jedli kanapki i coś pili. Odpoczywali chyba, mieli chwilę przerwy.

Reklama

Skąd pan wie, że tam byli?
Bo ich widziałem. Poszedłem tam na dół z Kopacz. Kiedy ciało zjeżdżało do tych piwnic, stawało się bezpańskie. Myślę, że to właśnie tam doszło do zamian ciał, do pomieszania szczątków.

Przecież na górze przy jednym ciele nie było dwóch miednic czy trzech rąk.
Oczywiście, że nie. Na dole były chłodnie, chyba czterokondygnacyjne. Czysto, schludnie. Oni, pakowacze, musieli dorzucać te inne części. Później najprawdopodobniej dorzucali też te małe nieidentyfikowalne. Pakowali to wszystko w czarne worki, obwiązywali sznurami, wsadzali do trumny i trumna wyjeżdżała na górę. I tam na dole żadnego z naszych oficjeli nie było.

A Ewa Kopacz?
Tylko przechodziła obok tych pakowaczy. Patomorfolodzy rosyjscy poprosili, żeby zeszła na dół przyjrzeć się pięciu ciałom najbardziej zniszczonym, czy może kogoś jej przypominają. Tu kępka włosów, tu noga. Mam to wszystko przed oczami. Nie jest to widok, który powszednieje. Dzięki Kopacz udało się zidentyfikować te ciała. Wróciliśmy na górę. I wiem, że tych pakowaczy nikt nie pilnował, nikt nie sprawdzał. Im najwyraźniej było wszystko jedno, co pakują do worów i do trumien. Ładowali ile się zmieściło. Musieli mieć na to przyzwolenie, wiedzieć, że trumny zostaną zaspawane, a rodziny będą wiedzieć, że ze względów sanitarnych nie będą mogły trumien otwierać w Polsce. Rodziny były przekonane, że ciała będą poubierane do trumien, a okazało się te ubrania zostały położone na te wory.

Reklama

I tak pokazywane rodzinom?
Tak, przed zespawaniem. Już to pani mówiłem, ale Rosjanie mieli problem z tym, by rodziny wkładały do trumien święte obrazki czy różańce. To było bardzo dziwne. Pamiętam tylko, że ciało pani prezydentowej Kaczyńskiej było ubrane w garsonkę i perły i że nie było zapakowane do worka. I jeszcze to, co pani powiedziałem wtedy, a co potem było cytowane wiele razy i przedstawiane jako przykład mojego brutalizmu.

CAŁA ROZMOWA W PIĄTKOWYM MAGAZYNIE DGP