Nachalność (sześć emisji w ciągu dwóch dni) i bezwstydny serwilizm Kurskiego (projekcję opatrzono komentarzem wyłącznie przedstawicieli jedynie słusznej opcji) nie powinny jednak przesłaniać tego, że "Nocna zmiana" to dobry film. A na dodatek jeden z najlepszych kluczy do zrozumienia mentalności rządzącego dziś Polską obozu.
Na początek przypomnienie dla tych, którzy jakimś cudem nie wiedzą, o co chodzi. Ten trwający nieco ponad godzinę film relacjonuje wydarzenia z gorącej politycznej wiosny 1992 r. Głównym bohaterem i "białym kapeluszem" jest tu rząd Jana Olszewskiego, który z braku stałej sejmowej większości znajduje się w fazie permanentnego kryzysu. Jednocześnie ten sam rząd stawia sobie bardzo ambitne i kontrowersyjne zadanie: chce przeprowadzić lustrację najważniejszych polityków w państwie. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (kierowanym przez Antoniego Macierewicza) powstaje specjalna komórka młodych "pistoletów" przeczesujących archiwa służb specjalnych PRL.
Wypadki gwałtownie przyspieszają, gdy poseł Janusz Korwin-Mikke zgłasza wniosek, by Macierewicz nie czekał z prezentacją znalezisk swojej grupy do jesieni (jak pierwotnie planowano), tylko żeby ujawnił je w trybie natychmiastowym. Wniosek niespodziewanie przechodzi i bomba zegarowa zaczyna tykać. Przeciwnicy takiej formuły lustracji (a może i lustracji w ogóle?) jednoczą siły wokół prezydenta Lecha Wałęsy. W zapomnienie idą dawne swary i urazy z czasów wojny na górze. Godziny rządu Olszewskiego są policzone.
Reklama
Film Jacka Kurskiego i Michała Balcerzaka (oparty na wydanej wcześniej książce Piotra Semki i Kurskiego) stawia wyrazistą i politycznie zaangażowaną tezę. Głosi, że jedynym spoiwem łączącym inicjatorów nocnej zmiany był strach przed teczkami SB. Jedni bali się, że na jaw wyjdzie ich własne uwikłanie we współpracę z komunistyczną bezpieką (to przypadek Lecha Wałęsy czy lidera KPN Leszka Moczulskiego). Inni uznali, że teczki może nie pogrążą ich samych, ale na pewno uderzą w ich ugrupowania (to motywacja Jacka Kuronia z UD czy Donalda Tuska, lidera KLD). W nocy z 4 na 5 czerwca w dramatycznych okolicznościach Sejm odwołuje rząd Olszewskiego, zastępując go premierem Pawlakiem. Nikt nawet nie ukrywa, że jedynym celem operacji było natychmiastowe odebranie władzy "olszewikom". Zwycięzcy triumfują i bez większej dozy samorefleksji głoszą, że oto uratowali Polskę, podczas gdy w bardzo wielu przypadkach ratowali swoje własne biografie. Przegrani przybierają się po raz pierwszy w szaty męczenników-nieudaczników, które przylgną do nich na lata.
Reklama