W przypadku Karskiego nikt nie może mieć jednak wątpliwości, że posługując się językiem angielskim, używał tych zwrotów, gdyż wskazywały one na miejsce położenia obozu albo - tak jak w drugim przypadku - na większość jego ofiar. O "polskich obozach śmierci" pisała także Zofia Nałkowska w "Medalionach" - lekturze szkolnej czytanej przez kolejne pokolenia uczniów. "Nie dziesiątki tysięcy i nie setki tysięcy, ale miliony istnień człowieczych uległy przeróbce na surowiec i towar w polskich obozach śmierci" - to cytat z jej szkiców o grozie II wojny światowej. Czy to zdanie powinno teraz zostać wykreślone z naszej literatury oraz zbiorowej pamięci?

Reklama

Te fakty nie mają jednak znaczenia przy dominującej obecnie oficjalnej narracji, że pojęcie "polskie obozy koncentracyjne" zostało wypracowane w latach 50. przez tajną komórkę wywiadu RFN przy udziale byłych esesmanów. Rząd w Bonn postawił im bowiem zadanie oczyszczenia dobrego imienia Niemiec i zrzucenia odpowiedzialności za Holocaust na Polaków. Nastąpiła więc mitologizacja pojęcia "polski obóz śmierci". Natomiast wiara w spiskową teorię - odrzucającą a priori skomplikowane zagadnienia lingwistyczne - daje twardą legitymację do podejmowania wszelkich działań wymierzonych w pogrobowców Werwolfu.

Nie milknie jeszcze dyskusja na temat słów premier Beaty Szydło podczas Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady. Wypowiedziane przez nią dosyć enigmatyczne zdanie: "Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli", bywa interpretowane w różny sposób. Nawet w pewnym wymiarze jako usprawiedliwienie hitlerowskiej polityki segregacji rasowej. To przesada, ale nie ulega wątpliwości, że niemiecki nazistowski obóz zagłady Auschwitz, w którym właściwsze jest milczenie niż jakiekolwiek słowa, został wykorzystany w bieżących celach politycznych jako argument przeciwko przyjmowaniu przez Polskę uchodźców.