Przewodniczący Juncker mówił wczoraj o konieczności powołania instytucji ministra finansów i gospodarki. Dla kogo miałby on być? Dla strefy euro czy dla całej UE?

Reklama

Marek Prawda: Przewodniczący mówił o ministrze dla unii walutowej, ale w dłuższej perspektywie jego kompetencje dotyczyłyby też państw, które chcą przyjąć euro. Równocześnie pełniłby on rolę wiceszefa Komisji Europejskiej, który tak czy inaczej czuwałby nad całością. Ten pomysł jest próbą budowania kompromisu między Francją i Niemcami. Berlin chce by minister finansów pilnował wydatków i reguł. Paryż, aby wydawał pieniądze, realizował euroobligacje. Póki co Niemcy nie chcą o tym słyszeć. Juncker szuka kompromisu między tymi krajami. Oferuje wejście na ścieżkę dokończenia wszystkich projektów integracyjnych: unii walutowej, bankowej i Schengen. Każdy z tych projektów należy zakończyć, a Juncker wskazuje na zachęty. Rumunom i Bułgarom oferuje wejście do Schengen. Gdy mówi o unii walutowej proponuje fundusz przedakcesyjny, czyli techniczne i finansowe wsparcie. Jeśli chodzi o osobny budżet strefy euro – mówi mu „nie”, ale oferuje linię budżetową. Chce się spotkać pośrodku, tak by nikt nie poczuł się porzucony. Z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji stworzymy fundusz na niepogodę, aby zniwelować ewentualne szoki wywołane kryzysami. To ambitna oferta. Jeśli te pomysły uda się zrealizować, nie będzie potrzeby mówienia o unii wielu prędkości. Europa będzie bardziej zjednoczona i "skrojona" pod jedność, a nie pod wiele prędkości. Zdaniem Junckera, druga prędkość może być tylko wyborem państwa członkowskiego.

Czy dość jednoznaczna deklaracja Junckera w sprawie oddzielnego budżetu i osobnego parlamentu dla strefy euro może być interpretowana jako koniec tego pomysłu?

To daleko idący gest wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Nie ma tu cementowania parlamentarnego podziału na euro i nie-euro. To sygnał, że świadczenia nie zostaną uszczuplone. Wynika on z odczytania ducha czasów. Obserwując Emmanuela Macrona i rzeczywistość, Juncker dochodzi do wniosku, że to jest czas syntezy. Czas godzenia koncepcji liberalnych i socjalnych. Nie chodzi o wołanie o więcej Europy. Raczej o wypracowanie nowych narzędzi i o zachowanie spójności ustrojowej Unii.

Reklama

Czy wiadomo coś więcej na temat technicznych aspektów funduszu przedakcesyjnego do strefy euro? Na ile miałby opiewać? Chodzi o sumy rzędu kilku miliardów euro czy setek miliardów euro?
Raczej mniej niż setki milionów euro. Fundusz jest przewidziany jako techniczne i finansowe zaplecze na przygotowanie do przyjęcia wspólnej waluty.

Pojawił się też pomysł stworzenia dwóch nowych agend: do spraw rynku pracy i cyber-bezpieczeństwa. Czy mnożeniem urzędów da się rozwiązać problemy Unii związane z rynkiem pracy czy propagandą w sieci? Zresztą warto wspomnieć, że agenda ds. cyberbzpieczeństwa w UE już istnieje.

Trwa na ten temat dyskusja. Chodzi bardziej o powołanie instytucji, które zdefiniują problem, ustalą jego skalę. Pokażą jak jest naprawdę. Wyeliminują z dyskusji ideologię i czystą politykę. Chodzi bardziej o to, aby te agendy lepiej rozpoznały racje obu stron. W przypadku rynku pracy przewodniczący używa argumentu: „ta sama płaca za tę samą pracę w tym samym miejscu”.

…No właśnie. Ale czy to oznacza, że właściciel telekomu francuskiego płaciłby pracownikom w Polsce tyle samo co we Francji?

Reklama

Chciałbym aby taka agencja ds. rynku pracy służyła rozpoznaniu problemu. Sytuacja jest zbyt skomplikowana by formułować jednoznaczne sądy.

Czemu ma służyć połączenie stanowiska szefa Rady Europejskiej i przewodniczącego Komisji? Jak taki super-prezydent miałby być wybierany? Pośrednio czy w jakiejś bardziej bezpośredniej formie?

Odczytuję to jako głos w sprawie nadmiernego oddalenia państw członkowskich od instytucji. Być może Juncker uznał, że podział na dwóch przewodniczących cementuje odrębność tych dwóch światów. Jedno stanowisko miałoby wyrażać prawdziwy charakter Unii – jedność państw i obywateli. Sądzę jednak, że propozycja spotka się z dużym sprzeciwem.

W orędziu mowa była również o praworządności. Konieczności przestrzegania reguł. Respektowaniu orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE. Jak rozumiem Jean-Claude Juncker w ten sposób komunikował się z Polską.

Podpisując traktat akcesyjny każdy kraj członkowski decydował się na respektowanie prawa europejskiego. Kwestionowanie orzeczeń TSUE jest przekroczeniem pewnej czerwonej linii. Czymś, czego do tej pory nie było i czego państwa członkowskie w dużej mierze nie mogą zaakceptować. Skutkiem takiej postawy będzie osłabienie Polski.