Ostatnio tata premiera udzielił agencji RIA Novosti wywiadu, ganiąc syna za całokształt polskiej polityki wschodniej (o ile taka w ogóle jeszcze istnieje). Szaloną radość, jaka ogarnęła potem rosyjskich komentatorów, na czele z autorami pisującymi dla kremlowskiego Radia Sputnik, da się porównać tylko z momentem, gdy rosyjska reprezentacja wygrała karnymi z Hiszpanią.

Reklama

Bezradnemu synowi tymczasem pozostaje tylko mocno zagryźć zęby, opanować palpitacje serca i nadal kochać ojca ślepą, synowską miłością. Mimo, iż ten żyje w ciągłym przymusie strofowania i pouczaniu potomka.

Apodyktyczni ojcowie, przekonani o swej nieomylności, po prostu tak mają. Dostrzegły to ościenne mocarstwa, rozliczne media, świat biznesu (z aferzystami z GetBack na czele) i usiłują na różne sposoby wykorzystać. Nie widzi tylko opozycja.

Reklama

Ściślej mówiąc ludzie, którzy nadal mają chęci protestować przeciwko temu, jak Prawo i Sprawiedliwość zamienia kolejne filary państwa w byty teoretyczne. Po teoretycznym Trybunale Konstytucyjnym, przyszła pora na uczynienie teoretycznym Sąd Najwyższy. Czyli przekształcenie instytucji tak, aby żaden obywatel już jej nie traktował poważnie.

No bo dla opozycji Sąd Najwyższy stanie się wydmuszką, obsadzoną przez ludzi obozu władzy, a obozowi władzy odgrywanie komedii, iż tak nie będzie, wyjątkowo słabo wychodzi.

Pozostała, przytłaczająca większość mieszkańców III RP, jak zwykle zachowuje bierność, ale swoje wie. Zwłaszcza to, że w ogóle prawo w Polsce staje się powoli bytem teoretycznym.

Reklama

Co najlepiej udowadnia usuwanie I prezesa Sądu Najwyższego przy użyciu triku z wiekiem emerytalnym, bez oglądania się na konstytucję. Ale choć PiS łamie wszelkie reguły gry, to opozycja polityczna prezentuje się tak, jakby z niej zupełnie uszło powietrze. Jej protesty najlepiej widoczne są w antypisowskich mediach i raczej nie odrywają przytłaczającej większości Polaków od wczasowania lub plażowania.

Wszystko dlatego, że obóz antypisu już wcześniej padł ofiarą wyrodnych ojców. Najpierw zupełnie ślepą miłością pokochał Mateusza Kijowskiego, bez oglądania się na jego przeszłość i życiowe dokonania, zwłaszcza w sferze płacenia alimentów. W efekcie został znokautowanym kilkoma banalnymi fakturami, przez obrotnego spryciarza, znajdującego się w finansowej potrzebie.

Ta bolesna lekcja życia niczego obrońców konstytucji nie nauczyła. Nadal ze ślepym uporem sięgali po wątpliwe autorytety, marząc o uczynieniu z nich wzorowych ojców. Padło więc na Lecha Wałęsę. Jaki jest były prezydent oraz jego ego (należałoby by je nota bene zgłosić wreszcie do księga rekordów Guinnessa) każdy niby widzi, a opozycja wniosków i tak nie wyciąga.

Potem był Władysław Frasyniuk potrafiący bardzo wyszukanie zbluzgać Jarosława Kaczyńskiego i niewiele ponad to.

Wreszcie opozycja swą matką chce uczynić panią sędzię Małgorzatę Gersdorf. Bez oglądania się na to, że I prezes SN lojalnie uprzedzała, iż w wakacje należy się jej urlop. Mimo to protestującym nie świta w głowach pytanie, że owszem, gdy wybierze się na Mazury, to da się ją demonstracyjnie odprowadzać codziennie do domku kampingowego. Ale co będzie, jeśli woli Kubę lub Hawaje?

Wszyscy adoptowani ojcowie i matki obecnej opozycji obywatelskiej mają to do siebie, że już przy konieczności odrobiny wysiłku i poświęcenia natychmiast zostawiają swoje dzieci polityczne na lodzie.

W takim kontekście Morawiecki senior, notorycznie rugający i ośmieszający syna, lecz okazujący mu jednocześnie miłość, zdaje się być niemal ojcem idealnym.

Trwający, stopniowy uwiąd oporu powinien być dodatkowym wiatrem w żagle dla PiS. Tymczasem partia rządząca u progu wakacji wygląda, jakby zupełnie już sflaczała. Nawet jeśli zdołała na przywitanie lata przegłosować w Sejmie Ustawę 2.0, której być może najtrwalszym efektem stanie się podniesienie poziomu życia umysłowego w przytułkach oraz okolicach śmietników. Mało kto zwrócił uwagę, iż przy wysokości pensji akademickich, przymusowa emerytura w wieku 60 lat oznacza dla kobiet pracujących naukowo - starość z dochodem grubo poniżej egzystencjalnego minimum.

No ale niema tego złego. Wreszcie warto będzie ostatnie lata życia spędzić w domu opieki dla ubogich oraz szukając zdatnych do konsumpcji odpadków organicznych. Da to możliwość spotkania partnerek do fajnych dyskusji o zakładzie Pascala, jaskini Platona, czy nadczłowieku Nietzschego.

Trzeba więc oddać Jarosławowi Gowinowi, że w roli ojca nauki polskiej przebił dokonania Morawickiego seniora na niwie dbania od dobro potomka i ma szansę prześcignąć samego Kijowskiego. Uszczęśliwienie kobiet, którym zachciało się pracy na wyższych uczelniach, Ustawą 2.0 nie zmienia ogólnego wrażenia na temat kondycji obozu rządzącego w Polsce. Od dłuższego czasu wali w niego jak w bęben: Bruksela, Żydzi, Waszyngton, Kreml i w sumie każdy, kto ma na to ochotę.

O ile wcześniej brylujący w mediach jego przedstawiciele okazywali swą nieustającą dumę, bo właśnie Rzeczpospolita wstała z kolan (nawet jeśli towarzyszyły temu razy w miejsce poniżej pleców), to po nowelizacji ustawy o IPN wesołość znikła. Zwłaszcza, że wizerunkowy łomot trwa. Pechowo w Izraelu nadchodzą wybory i tamtejsi politycy zaczęli się prześcigać w konkurencji, kto mocniej upokorzy Polskę. Tak wewnętrzna rozgrywka o władzę w Państwie Żydowskim uderza w polski rząd oraz PiS i końca nie widać.

Podczas takiej opresji ojciec zjednoczonej prawicy powinien swym, ślepo oddanym dzieciom dodać otuchy. Tymczasem on spuścił im lanie, obniżając pensje, po czym zapadł na kolano. Niby jest a jakoby go nie było.

I oto na początek lata mamy pobojowisko, po którym walają się resztki zdemontowanego systemu prawnego, zaś dwa obozy polityczne wykazują coraz mocniejsze objawy choroby sierocej. W tle reszta narodu zrobiła sobie wakacje. Tylko Kornel Morawiecki z niezmienną od lat energicznością szuka okazji aby znów móc strofować syna.