Wielu komentujących rytualnie biada, że prymitywny, plemienny podział na Złych i Dobrych obniżył poziom debaty publicznej. Wobec tego argumentu jestem sceptyczny. Po pierwsze, stoi za tym niedopowiedziane przekonanie, że dobre decyzje polityków poprzedzone są głęboką dyskusją publicystów, ekspertów i autorytetów. Szkoda tylko, że doświadczenie nie potwierdza tej wygodnej wizji, w której mędrkować to my, a wprowadzać w życie to oni (jaka to publiczność wymyśliła likwidację OFE lub 500 plus?). Po drugie, mitologizacja debaty publicznej idzie w poprzek oczywistej prawdzie: powszechne są tylko odczucia, ekspertyzy są elitarne. Niemała część polskiej inteligencji tęskni do czasów, w których do jej obowiązków należało powtarzanie, najlepiej w wyszukanej formie, słusznych komunałów, niczym w schyłkowych latach komunizmu i pierwszych latach wolności. Konfrontacja z prawdą, że w Polsce współczesnej rwanie szat przez najlepszych chociażby aktorów albo najbardziej choćby popularnych muzyków niczego nie zmienia, a cieszy się w najlepszym wypadku migotliwą chwilką internetowego wzrostu temperatury, jest jednym z istotnych powodów nienawiści do PiS.
To, że życie polityczne w Polsce jest natrętnie emocjonalne, ma swoje plusy. Wzrosło zainteresowanie polityką, sporo ludzi zaczęło mieć oczekiwania wobec swoich partii. Już nie tylko radykałowie i wariaci zaczęli szukać alternatywy wobec niezmiennego, jak się wydawało, europejskiego porządku. Nawiasem mówiąc, jest to porządek atrakcyjny, w którym oby mógł żyć każdy Brazylijczyk, Meksykanin, Egipcjanin czy Rosjanin. Niemniej porządek zbyt długo niekwestionowany łatwo murszeje. Doświadczyliśmy tego kilka lat temu, kiedy wystarczyło, by Angela Merkel wpuściła milion imigrantów, aby cała Unia Europejska zaplątała się o własne nogi.
Gorączka polskiego życia politycznego sama w sobie nie szkodzi nam bardziej niż marazm polityczny. Zagrożenie nie płynie z nadmiaru emocji, lecz z deficytu miłości do własnego kraju, który o tyle jest własny, o ile jest też w pełni przystosowany do potrzeb graczy i kibiców drużyny przeciwnej. Nie ma w Polsce dobrej sławy polityka miłości, szkoda.
Reklama