Tym razem nie chodzi o dochód podstawowy. Na jego temat pisano w Italii już wiele razy, ale ma on wiele plusów i jeden wielki minus. Trudno go sfinansować przy obecnym zadłużeniu państwa i braku faktycznej suwerenności monetarnej w ramach strefy euro. Ale – i to właśnie nowość – pomysł pieniądza fiskalnego to inna para kaloszy. Nie tylko jest technicznie wykonalny, lecz możliwe, że to jeden z niewielu sposobów na uratowanie europejskiej unii monetarnej przed ostatecznym pęknięciem pod ciężarem jej własnych sprzeczności.
Czym jest pieniądz fiskalny? Pomysł jego ustanowienia forsuje grupa włoskich ekonomistów, z których najbardziej znani są Biagio Bossone i Marco Cattaneo. Najprościej rzecz ujmując, ma to być rodzaj alternatywnej waluty, niektórzy nazywają ją z tego powodu nowym lirem (lir – gdyby ktoś już nie pamiętał – to waluta, której Włochy się zrzekły, wchodząc do strefy euro). Ale ta nazwa jest myląca. Wprowadzenie do obiegu nowego środka płatniczego byłoby w świetle europejskiego prawa nielegalne, bo aby wrócić do własnego druku pieniądza i odzyskać wpływ na politykę monetarną, Włochy musiałyby opuścić eurostrefę. A to wiąże się z gospodarczym szokiem, z którym nikt nie chce się mierzyć.
Pieniądz fiskalny byłby więc czymś w rodzaju półwaluty. Mechanizm miałby działać tak: rząd w Rzymie emituje papier wartościowy. W koncepcji Bossonego i Cattanea nazywa się to CCF, ale my nie komplikujmy opowieści i zostańmy przy skrócie PF (pieniądz fiskalny). Fizycznie może on mieć postać dowolną: karty płatniczej, aplikacji w telefonie, banknotu. Ograniczeń nie ma. PF potrzebny jest rządowi w celu pobudzenia wyposzczonej kryzysem i latami budżetowych oszczędności gospodarki. Pieniądz miałby więc trafiać albo do ludzi – jako dodatek do pensji, forma dochodu podstawowego, rodzaj świadczenia uzupełniającego ograniczone ostatnio świadczenia państwa dobrobytu, albo do biznesu – jako rodzaj wyrównania za dość wysokie podatki, których rząd włoski obniżyć nie może, bo kraj jeszcze głębiej wpadnie w spiralę zadłużenia. Krótko mówiąc – pieniądz fiskalny ma pobudzić popyt. Bo to właśnie jego brak jest tym, co dławi w ostatnich latach włoską gospodarkę.
Reklama
Reklama
Najważniejsze jednak dopiero przed nami. Gwarantem PF miałby być włoski rząd, który musiałby zobowiązać się do honorowania jego wartości (na tej samej zasadzie każde suwerenne monetarnie państwo daje gwarancje swojej papierowej walucie). Ponieważ jednak Rzym nie ma już prawa do emitowania euro (oddał je Europejskiemu Bankowi Centralnemu), nie może być mowy o wymienialności PF na europejski pieniądz. To znaczy, że jak ktoś dostaje PF o wartości 1 tys. euro, nie może wymienić tego na 1 tys. euro w gotówce. Może jednak za pomocą PF uregulować swoje przyszłe zobowiązania podatkowe. Albo opłacić te usługi publiczne, które są płatne. Podobnie biznes, który może użyć PF jako rodzaju kuponu uprawniającego do podatkowej zniżki.
Pieniądz fiskalny, w koncepcji włoskich ekonomistów, ma być ważny dwa lata. To istotne. Bo ma on pracować tu i teraz, pobudzając wzrost popytu wewnętrznego i przedsiębiorczości. Bez pokusy spekulacji. Jako półwaluta nie będzie też łamał unijnego prawa pod względem naruszenia monopolu monetarnego Europejskiego Banku Centralnego. Jego emisja nie wiąże się też ze wzrostem denominowanego w euro zadłużenia publicznego Włoch.
W pomyśle włoskiej półwaluty pobrzmiewają idee nowej teorii pieniądza (MMT). Koncepcji coraz śmielej rozważanej przez ekonomistów w wielu amerykańskich, brytyjskich czy europejskich ośrodkach naukowych. Możemy być pewni, że podobnych pomysłów będzie w najbliższych latach coraz więcej.