Przeciętny samochód elektryczny kosztuje w Polsce około trzy razy więcej niż auto spalinowe tej samej klasy. Rząd nie zdecydował się na zwolnienie tych aut z VAT-u. Zwolnienie z akcyzy daje kilkaset złotych oszczędności i z pewnością nie będzie wystarczającym rynkowym bodźcem. W pierwszej połowie 2018 r. zarejestrowano w kraju niespełna 300 elektryków. Co więc z tego, że powiększa się grono e-pasjonatów, gdy przeciętne auto kosztuje nad Wisłą kilka tysięcy złotych i ma ponad 10 lat stażu na drogach. Wciąż nie ma w kraju świadomości, jak bardzo szkodliwe są dla mieszkańców spaliny diesla i rząd wyraźnie nie zamierza budzić tej świadomości – ewidentnie mogącej ułatwić walkę ze smogiem.
Kolejny problem to ustawa o elektromobilności.
Polskie rozwiązania prawne opierają się na wsparciu pojazdów elektrycznych wykorzystywanych przez indywidualnych kierowców, np. przez stopniową rozbudowę sieci ładowarek. Tymczasem popularność elektryków jest ograniczona ze względu na wysokie ceny tych pojazdów oraz to, że jako kraj wciąż znajdujemy się na początkowym etapie rozwoju infrastruktury. Nadal sporą atrakcją pozostaje możliwość ładowania e-aut w niektórych lokalizacjach za darmo, jednak z czasem wszędzie pojawią się systemy opłat, jak ten wdrożony przez firmę GreenWay.
Jak zauważają prawnicy z kancelarii Chudzik i Wspólnicy, ustawa o elektromobliności wymusiła przyjęcie nowych regulacji w prawie budowlanym. Obecnie, by postawić stację ładowania oraz punkt ładowania, z wyłączeniem infrastruktury służącej transportowi publicznemu, nie trzeba mieć pozwolenia na budowę. W przypadku lokalizacji stacji ładowania na terenie obszaru wpisanego na listę zabytków (co dotyczy często centrów dużych miast) konieczna jest zgoda konserwatora zabytków.
Reklama
Owszem, firmy takie jak GreenWay, Orlen i Lotos budują własne sieci ładowarek. Na przykład GreenWay ogłosił zwiększenie planu inwestycyjnego do 145 mln zł przy wsparciu Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI), dzięki czemu w ciągu 2–3 lat sieć ładowania będzie liczyć ponad 850 stacji w naszym regionie Europy, w tym 630 w Polsce. Lotos chwali się „zelektryfikowaniem trasy Warszawa – Gdańsk”. To świetnie. Jednak patrząc na nasze sieci energetyczne i już istniejące punkty, które z pełną mocą, „by nie wywalić korków”, mogą zasilać co najwyżej dwa auta, to radość przez łzy.
Reklama
Branża mówi wprost – ustawa o elektromobilności powinna zostać znowelizowana. Padają pytania m.in. o to, dlaczego instrumenty wsparcia zostały przygotowane wyłącznie dla samochodów bezemisyjnych, a pominięto niskoemisyjne, jak np. coraz bardziej popularne (i dużo tańsze od elektryków) hybrydy.
Nadal większość rozwiązań, zarówno w ustawie, jak i jej kolejnych planowanych nowelizacjach, pozostaje wielką niewiadomą. Testem dla ustawodawcy będzie tak naprawdę dopiero przyszły rok. Okaże się wówczas, czy np. zaproponowane przez rząd preferencyjne opodatkowanie oraz zapowiedziane dofinansowania w ramach funduszu niskoemisyjnego transportu zdadzą egzamin.