A w gospodarce zachodzą przecież podobne związki. Gdy jeszcze Andrzej Mikosz został ministrem skarbu, Zyta Gilowska ministrem finansów, a wiceministrem Mirek Barszcz, Ania Streżyńska szefem UKE, Mirek Kochalski prezesem Ciechu, a niżej podpisanemu zaproponowano szefowanie radzie nadzorczej ZUS, pomyślałem: nie jest źle, a może być nawet całkiem dobrze. Kaczory się będą bawić "żołnierzykami" - czyli WSI - a gospodarkę zostawią fachowcom.

Reklama

Nie podzielałem więc histerycznych przepowiedni niektórych analityków, jakie to nas dosięgnie nieszczęście, że nie powstała "popisowa" koalicja, przywołując słowa Pisma: "Po owocach ich poznacie". No więc teraz czas skosztować tych owoców.

Z jednej strony, UKE zaczęło liberalizować rynek usług telekomunikacyjnych. W Ministerstwie Finansów zaczęto nawet rozmyślać o likwidacji progresji podatkowej. Ciech zaczął pracę nad konsolidacją sektora chemicznego. W kancelarii premiera powstał zespół, który miał się zająć dokończeniem reformy systemu emerytalnego i przygotować ustawy, którymi nie miały odwagi zająć się wszystkie poprzednie rządy.

Na plus należy też zapisać rządowi odmrożenie progów podatkowych, przewidziane zmniejszenie w kolejnych latach stawek podatkowych i obniżenie składki rentowej. Dużym osiągnięciem była likwidacja podatku od wdów i sierot nazywanego dla niepoznaki podatkiem spadkowym. Bo to nienormalne i niemoralne, że można majątek "przeputać", a pieniądze nawet spalić, ale jak się go pozostawi w spadku dzieciom - to muszą one zapłacić podatek.

Reklama

Ale im dalej w las, tym więcej drzew. Jak już PiS pogrzebał słuszną ideę lustracji na ołtarzu własnej pychy i wiary w nieomylność swych przywódców, to się wziął do gospodarki. Niestety, z równą skutecznością jak za lustrację.
Całkowitą klęską rządu i parlamentu jest brak ustaw o wypłatach emerytur z drugiego filara i przedłużenie zasad przechodzenia na emerytury pomostowe oraz brak zmian w zasadach naliczania rent. Za swój sukces rząd uznał wprowadzenie ulgi na dzieci. Ale, co ciekawe, zwiększenie ulgi przegłosowała… opozycja!

Tymczasem to nie jest żaden sukces. Raczej klęska i rządu, i opozycji. Z definicji chcemy ulżyć komuś, gdy uważamy, że mu jest za ciężko. A za ciężko jest młodym ludziom z uwagi na barbarzyńskie opodatkowanie pracy. Załóżmy, że młody człowiek, który myśli o założeniu rodziny, dostaje od pracodawcy na rękę 2 tys. zł. Jego pracodawca za tę jego pracę musi zapłacić państwu dodatkowo 1600 złotych. Czyli państwo pobiera sobie haracz w wysokości 80 proc. wynagrodzenia netto. I to dlatego młodym ludziom jest "za ciężko" i się skarżą, całkiem słusznie, że ich nie stać na pieluchy.

Tylko czy ulga jest rozwiązaniem? Nie skorzystają z niej najuboższe wielodzietne rodziny wiejskie - bo rolnicy, jak wiadomo, nie są podatnikami podatku dochodowego i nie będą mieli czego od niego odliczyć. A kto skorzysta najbardziej? Otóż skorzystają… najbogatsi w miastach, bo zapanowała właśnie moda na dzieci.

Reklama

Rozpropagowały ją gwiazdy z Hollywood i mam nadzieję, że też ja trochę się do tego przyczyniłem, głosząc hasło: "Umiesz liczyć, licz na siebie i rób dzieci, bo to one są najlepszą polisą ubezpieczeniową na starość". Ale starszym panom przeżywającym drugą młodość żadna ulga prorodzinna nie jest potrzebna. Osobiście nie odebrałem becikowego, bo to było z przyjemności, a nie dla pieniędzy. Ale to znaczy, że nie tylko rząd, ale także i opozycja potrafią liczyć głównie głosy wyborców, a nie rozumieją istoty procesów gospodarczych.

Pomysł podwyższenia składki na ubezpieczenie zdrowotne albo wprowadzenia podatku pielęgnacyjnego jest już przykładem zupełnej aberracji. Bo po cóż było obniżać składkę rentową, żeby zastąpić ją innym podatkiem?! Nie ma dobrych podatków, jak twierdził Jean Baptiste Say.

Wszystkie są złe. Ale jest też pewna gradacja: są bardziej i mniej szkodliwe. Bo podatek podatkowi nierówny. Podatki obciążające pracę są najgorsze z możliwych. One szkodzą o wiele bardziej niż te konsumpcyjne - czyli VAT i akcyza. Ale PiS tak się chyba przywiązało do reklamy z lodówką i znikającymi z niej produktami, że nie jest w stanie wyjść z tego stereotypu. Bo PiS umie liczyć głosy wyborców chyba jeszcze lepiej niż PO. A wyborcy kierują się emocjami, a nie rachunkami. Zwłaszcza że większość wyborców liczyć nie umie w ogóle.

Zupełną klęską, zgodnie z przypuszczeniami, zakończyły się prace nad słynny pakietem Kluski. Nie wystarczy bowiem chcieć. Trzeba jeszcze umieć. Więc zmian w ustawie o swobodzie działalności gospodarczej jak nie było, tak nie ma. Było to do przewidzenia od momentu, gdy konferencję na ten temat zorganizowano w sali notowań Giełdy Papierów Wartościowych. Bo co pana Karkoszka obchodzi, w ilu okienkach musi stać kandydat na piekarza, żeby załatwić sobie REGON?

Gdyby premier wiedział, o co chodzi, pojechałby na Stadion Dziesięciolecia i przemówił do handlarzy mniej więcej tak: "Ja wiem, że wy tu pracujecie w większości na czarno. Ale nie przyjechałem do was z policją, tylko z Kluską. Chcę, żeby się wam i innym opłacało tu pracować legalnie. I mój rząd zrobi wszystko, żeby tak się stało". Elektorat murowany.

A skoro jesteśmy już przy stadionach… Rząd przyjął projekt ustawy o organizacji Euro 2012 ułatwiający realizację inwestycji związanych z mistrzostwami. "Ta ustawa jest tak ważna, że albo musimy ją uchwalić i zacząć działać zgodnie z nią, albo powiedzieć, że zadanie jest niewykonalne" - powiedział premier. Jego zdaniem w ramach "zwykłych procedur" zadania związane z przygotowaniami do Euro 2012 są niewykonalne. Nie uda się wybudować stadionów bez "szybkiej ścieżki podejmowania decyzji i uzyskiwania pozwoleń". Ustawa ma stworzyć "swoistą drogę na skróty, dzięki której będziemy mogli w krótkim czasie, jak na wielkość zadania, to zadanie wykonać".

Na wielkich osiedlach układano kiedyś chodniczki tak, żeby było ładnie z lotu ptaka. Więc jak już się sprowadzili mieszkańcy, to wydeptywali w trawniczkach ścieżki na skróty. No bo naokoło było dalej i bez sensu. Administracja najpierw stawiała zasieki, żeby nie można było chodzić na skróty. Ale zasieki też były omijane. Po pewnym czasie administracja dawała za wygraną i nawet na tych wydeptanych ścieżkach zaczęto układać płyty chodnikowe - sankcjonując skrót.

Ja bym też poprosił o taką samą "drogę na skróty", jak będę chciał rozbudować garaż. Dlaczego szybka ścieżka ma być dobra dla stadionu, a nie dla mojego garażu? A co najważniejsze - inwestycja ma mieć biznes plan. Ale rząd zdaje się w ogóle nie wie, co to jest.

Rząd wpadł też na pomysł budowania, na wzór koreański, "czeboli". Ten sam rząd, który sprzeciwiał się połączeniu banku BPH i Pekao, chce teraz połączyć PKO BP z PZU i Orlen z Lotosem. Determinacja, z jaką do tego zmierza, jest równie zastanawiająca, jak ekonomicznie nieuzasadniona. Jakie będą tego owoce? To będzie temat na następny komentarz.