Przemysł gier komputerowych już dawno przerósł w USA branżę muzyczną, a obecnie bez kompleksów detronizuje pod względem dochodów główną jak dotąd złotą żyłę show-biznesu - Hollywood. I jeśli komuś się wydaje, że nic już w tym roku nie zdoła pobić rekordów kasowych ustanowionych przez "Piratów z Karaibów: Skrzynię Umarlaka” i "Spider-Mana 3”, dobrze radzimy: lepiej tak nie obstawiać u bukmacherów.

Bicie rekordów na śniadanie
Gra "Halo 3” na konsolę Xbox 360 debiutująca na sklepowych półkach już we wtorek 25 września (premiera polska dzień później) połknie oba te kinowe megaprzeboje na pierwsze śniadanie, do wieczora zgarniając ze stołu ostatnie okruszki. Już w pierwszym tygodniu kupimy więcej egzemplarzy nowej gry niż jakiegokolwiek albumu muzycznego w historii. Nie może być inaczej, skoro jeszcze przed końcem lipca doliczono się 1,25 miliona indywidualnych zamówień.

Światowa histeria wokół "Halo” właśnie osiągnęła punkt kulminacyjny w historii marki, ale przecież nikogo nie powinno to dziwić. Już "Halo 2” w pierwszym dniu sprzedaży (9 października 2004 r.) przyniosło większy dochód niż premiery największych kinowych hitów, takich jak "Matrix”, "Władca Pierścieni”, "Harry Potter”, "Shrek” czy "Spider-Man 2”.

Kim jest ów superidol, którego losy interesują świat bardziej niż przygody kapitana piratów Jacka Sparrowa, człowieka-pająka czy piosenki Beatlesów, Jaya-Z i Madonny? To Master Chief. On jest czy może raczej będzie w odległym XXVI wieku zbawcą ludzkości zagrożonej przez wraże plugastwo z kosmosu.

Bohater naszych czasów
O sukcesie serii "Halo” nie zadecydowała ani intrygująca fabuła, ani ciekawie nakreślone postacie. Przeciwnie. Trudno o większy banał niż historia udoskonalonego genetycznie żołnierza w ciężkiej zbroi, ostatniego z elitarnej jednostki Spartan II, który powstrzymuje tabuny agresorów z obcych ras nie tylko przed ostateczną zagładą Ziemi, ale i całego życia we Wszechświecie. Do której niewątpliwie dojdzie, gdy oszalały żądzą władzy Prorok Prawdy, obcy, przywódca parareligijnego Przymierza, aktywuje gigantyczne pierścienie zwane Halo - starożytne artrefakty dawno wymarłej cywilizacji będące w rzeczywistości bronią ostateczną.

To dzięki idealnemu wpasowaniu Master Chiefa w sztywną formę bohatera heroicznego, a jego losów w głębokie koleiny ballady o ostatniej nadziei świata ginącego pod jarzmem czystego zła można było osiągnąć tak gigantyczny sukces rynkowy. Statystyczny konsument woli przecież, parafrazując klasyka z pewnego parowca płynącego po Wiśle, filmy, które już kiedyś widział, i historie, które dobrze zna. Tyle że - znak nowych czasów - sprzedawane w atrakcyjniejszym opakowaniu. I koniecznie ze wsparciem mediów sączących zewsząd mantrę o Najważniejszym Wydarzeniu Sezonu, którego po prostu nie wolno przeoczyć.

"Halo 3” jest skazane na sukces. Z wielu powodów. To przecież nic innego jak współczesna „Pieśń o Rolandzie”. Kolejny epos rycerski, tyle że z happy endem - podstawowym warunkiem sukcesu na naszym nowożytnym targowisku baśni. Opowieść konsekwentnie grająca na wiecznie atrakcyjnych archetypach i przygotowana zgodnie z wysokimi standardami rzemiosła zawsze może liczyć na wzięcie.

Drugi powód popularności "Halo” to idealne trafienie w swój czas. Pierwsze "Halo” było tytułem startowym Xboksa, pierwszej konsoli do gier w historii Microsoftu. Gdy 15 listopada 2001 roku debiutanckie egzemplarze Xboksa trafiały do sklepów, układ sił był jasny: rynek gier na konsole należał do Sony - PlayStation 2 nie miała konkurencji. Microsoft rozpaczliwie potrzebował tytułu, którym mógłby nawiązać walkę. W momencie debiutu Xboksa w jego repertuarze nie było atrakcyjnych, dynamicznych gier akcji. W tej komfortowej sytuacji pozbawione rywali "Halo” miało spore szanse, by sformatować umysły graczy i stać się odtąd wzorcem w swoim gatunku.

Kto wie jednak, czy dziś pamiętalibyśmy o pierwszym "Halo”, gdyby nie strategiczna decyzja Microsoftu o wylansowaniu konsoli Xbox i jej planowanego już następcy: Xbox 360. Tak oto ruszyła machina marketingu wsparta jednym z największych budżetów w historii rozrywki.

Amunicja
Muzeum Ludzkości. Cisza. Przy gablocie z makietą upamiętniającą historyczną bitwę staje starzec o zmęczonych oczach. Weteran, który nawet dziś, po tylu latach, wciąż dokładnie wszystko pamięta. Zbliżenie na twarz sugeruje, że być może więcej, niż by chciał.
Pełen szacunku głos z offu: - Czy mógłby nam pan opowiedzieć o bitwie?
- Walka trwała już jakiś czas. Siódmego dnia zaczęła kończyć się amunicja. Musieliśmy zbierać ładunki z broni pozostałej po zabitych, wszystko, co się dało: naboje do pistoletów, do strzelb, granaty.
- Jak udało się wam wytrwać?
- Wiedzieliśmy, że Master Chief wciąż walczy. Dał nam nadzieję.

Przedstawiony w tym stylizowanym na dokument filmie reklamowym major w stanie spoczynku Pawel Czernek (lata służby: 2552 - 2581) przypomina kombatanta, któremu udało się przeżyć desant na plażę Omaha lub operację Market-Garden. Stonowana forma reklamy, rezygnacja z klasycznych narzędzi marketingowych, nawet z muzyki w tle, tylko podnosi dramaturgię przekazu. Zaledwie minutowy film potrafi zjeżyć włosy na głowie. Drugi z promujących „Halo 3” spotów reklamowych zbudowany ze zbliżeń na sceny walki zilustrowane muzyką Chopina nie robi już tak silnego wrażenia, ale pomysł na kampanię już dziś można ocenić jako rewolucyjny.

W konwencji retrospekcji utrzymane będą także działania reklamowe w Polsce. W Warszawie, Poznaniu, Łodzi i Krakowie prawdopodobnie już dziś możemy natknąć się na jedną z dwudziestu tablic upamiętniających "poległych 17 lipca 2552 roku 143 Spartan heroicznie broniących miasta przed Siłami Sprzymierzonymi”.
Ocenia się, że Microsoft na promocję tej gry przeznaczył już ponad 10 milionów dolarów. Wiedzą, co robią - to dobrze zainwestowane pieniądze.

Nie chodzi tylko o potencjalny zysk, z pewnością niebotycznie wyższy niż wartość ponad 9 ton pizzy i 90 tys. litrów napojów gazowanych, jakie wchłonął zespół Bungie Studios podczas trzech lat pracy nad grą. Walka na rynku konsoli wciąż wre i Xbox 360 musi twardo rozpychać się łokciami, aby odskoczyć od PlayStation 3 i Wii. Niedawna obniżka ceny konsoli Microsoftu, rzucenie na rynek specjalnej edycji Xbox 360 w kolorach zbroi Master Chiefa, a przede wszystkim powszechna gorączka na punkcie "Halo 3” powinny znacząco wpłynąć na sprzedaż.

Jak zwykle wszystko w rękach zmodyfikowanego genetycznie wojownika Spartan 117.

Naród "Halo”
Flaha (Andrzej Wyduba), Bobek (Robert Woźniak), Fil4 (Filip Weznerowicz) i Uzny (Paweł Uznański) zbierali pieniądze na Xboksa 360 od chwili, gdy Microsoft zapowiedział "Halo 3”. Mieli już całą kwotę, gdy ogłoszono opóźnienie premiery. Był maj 2006 roku. Decyzję podjęli łatwo - za odłożoną sumę polecieli do USA na turniej "Halo” w Baltimore. Rozgrywki dla ponad stu osób organizował fan "Halo” Eric Burns. Nocleg zaoferował polskim kolegom fan "Halo” znany jako Thor. Tak działa "Halo” Nation (naród "Halo”) - społeczność graczy połączonych tą samą pasją. Granice, narodowości, różnice kulturowe - to wszystko nie ma znaczenia.

Ilu ich jest? Dotąd sprzedano na świecie łącznie około 15 milionów egzemplarzy "Halo” i "Halo 2”. Być może lepszym miernikiem jest popularność "Halo 2” jako gry internetowej. Spośród siedmiu milionów użytkowników stworzonego przez Microsoft serwisu Xbox LIVE łączących we wspólnej zabawie posiadaczy Xboksów z całego świata ponad pięć milionów grało w "Halo 2”. Codziennie łączy się ze sobą w internecie w tym celu ponad 300 tysięcy osób. Po premierze "Halo 3”, w której tryb rozgrywki wieloosobowej przygotowano ze szczególną troską, ta liczba z pewnością wzrośnie.

Kogo spotkamy podczas drużynowych potyczek? Być może Julię Roberts ("Nie spałam całą noc, by grać na Xboksie. Jedyną grą, w którą gram, jest <Halo>”). Być może Justina Timberlake’a, który do gry w "Halo” przygotował w swym domu osobny pokój. "Halo” to rozrywka powszechna, choć nie egalitarna. Xbox 360 nawet po obniżkach nie jest tak łatwo dostępny jak cola. To główny powód, dla którego Master Chief nie będzie w Polsce tak popularny jak w Ameryce. Przynajmniej nie dziś.

Walec się toczy
Zgodnie z zasadami marketingu mocny brand nie powinien ograniczać się do jednego produktu. „Halo” w wersji wydawnictwa Marvel - najważniejszego w świecie komiksu - sprzedało się gorzej tylko od „Spider-Mana”. W aż 270 tys. egzemplarzy rozszedł się poradnik strategii do „Halo 2”. Nikt nie zliczy mniejszych przedsięwzięć. Dość wspomnieć, że jeszcze przed końcem roku wartość inwestycji związanych z marką „Halo” przekroczy miliard dolarów.

Najważniejsze jednak dopiero przed nami. Microsoft planuje filmową trylogię, która ma powtórzyć sukces "Gwiezdnych wojen”. Gdy rok temu w Barcelonie podczas konwentu poświęconego produktom na Xboksa ujrzałem na scenie Petera Jacksona, było dla mnie jasne, z jakiego jest tu powodu, zanim jeszcze otworzył usta. Mimo deklaracji o wzajemnej współpracy nie jest pewne, kiedy reżyser "Władcy Pierścieni” rozpocznie prace nad ekranizacją przygód Master Chiefa. Byłoby jednak naiwnością sądzić, że wstrzymany obecnie projekt nie doczeka się realizacji. Zbyt wiele można na nim zarobić.

Recenzja "Halo 3” już w piątkowej "Kulturze TV”, bezpłatnym dodatku do DZIENNIKA - jedynym w Polsce tygodniku ze stałym, czterostronicowym działem poświęconym grom wideo i e-rozrywce.















































Reklama