Na początek prezydent odwiedzi Austrię, Grecję i Czechy. W Pradze spotka się z przywódcami Grupy Wyszehradzkiej. Francja chce grać w Unii na dwóch fortepianach. Z jednej strony proponuje ścisłe partnerstwo najludniejszym narodom kontynentu, tak zwanej wielkiej szóstce (Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Włochy Hiszpania, Polska), z drugiej widzi się w roli rzecznika małych państw. Całkowicie przy tym zerwała z ulubionym przez poprzedniego prezydenta Jacques’a Chiraca podziałem na starą i nową Europę. Gra ta układa się po myśli Polski.

Reklama

Warszawa jest żywotnie zainteresowana tym, by nowe kraje członkowskie UE były traktowane na równi ze starszymi stażem państwami Zachodu. Podobnie jak Paryż pragniemy zachowania dopłat do rolnictwa, wprowadzenia traktatu reformującego UE, dywersyfikacji źródeł energii oraz wzmocnienia wspólnej europejskiej obrony komplementarnej do NATO. Zdobyliśmy przychylność Francji dla naszego pomysłu Partnerstwa Wschodniego, które obejmie część państw postsowieckich. My z kolei poprzemy Francję w jej staraniach o powołanie Unii Śródziemnomorskiej i wprowadzenie surowej unijnej polityki wobec nielegalnej imigracji. Francja pod rządami Sarkozy’ego dzieli także polskie poglądy na rolę NATO. Mówiąc wprost, nie ma między nami punktów sprzecznych. Zupełnie inaczej niż w wypadku innego wielkiego partnera Polski - Niemiec, z którym jesteśmy skłóceni o rurociąg północny i dywersyfikację źródeł energii.

Niech zatem Sarkozy buduje jak największy profrancuski sojusz w ramach UE. Im będzie silniejszy, tym lepiej da Polski. Im więcej przygarnie pod swoje skrzydła państw małej i średniej wielkości, tym mniej będą one skłonne szukać protekcji w Berlinie - drugim potencjalnym patronie europejskiego "planktonu". Wielce prawdopodobne jest powstanie w UE nieformalnej koalicji Francji, Wielkiej Brytanii, Irlandii, państw środkowoeuropejskich i skandynawskich. Przełamałaby ona dawne schematy budowania siły w Unii. Kończyłaby z koncepcjami twardego jądra UE lub dwuwładzy niemiecko-francuskiej oraz wypychania Wielkiej Brytanii na margines Wspólnoty. Taka wizja nas jak najbardziej interesuje.