Gazety - jak dzieci - mają z okazji świąt i końca roku swoje ulubione zabawy. Jedną z nich jest mnogość podsumowań, bilansów, rankingów i konkursów. Jest ich tyle, że każdy może coś wygrać, i jeśli nie największą firmą czy sołtysem roku, to zostanie chociaż sprzedawczynią tygodnia w Krasnymstawie. Ponieważ sezon podsumowań już się zaczął, to i ja chciałem jakiś ranking sporządzić. Wszystkie najlepsze zajęte. Najlepszy premier - urzędujący, najmądrzejszy minister - Nowak, najkulturalniejszy poseł - ten facet, którego nazwisko w tym felietonie już nie padnie. Najgorsze - też wiadomo. Najgorsza firma świata: Telekomuna SA - uzasadnienie zbędne.

Reklama

Wszystkie te podsumowania mają jedną cechę wspólną - ich niepoważny charakter. Polacy żywią bowiem zdumiewający wstręt do podsumowywania czegokolwiek serio. Nawet polityków nie rozlicza się z konkretnych obietnic, a z tego, co nam się wydawało, że obiecali. Kwaśniewskiemu wypominano mieszkania dla młodych małżeństw (których literalnie nie obiecał), PiS-owi - trzy miliony mieszkań, nie wdając się w szczegóły, ale nawet to czyniono bez przekonania. Kwaśniewskiego znacznie częściej atakowano, że pijak, a PiS, że demokrację rozmontował.

Dlatego z takim podziwem słuchałem Sary Palin, która przypominała, że "senator Obama 91 razy głosował za podniesieniem podatków". Nie chodzi o celność tego ataku (Obama był równie skuteczny), ale o precyzję - oni tam mają, skubańcy, wszystko policzone!

Mam szczerą nadzieję, że obecne ekipy samorządowe i rząd będą jako pierwsze rozliczane rzeczowo. Nie dlatego, że są wyjątkowe - po prostu spełnijmy ich obietnice i przywróćmy normalność. Ekipie Słońca Peru darujmy cud i drugą Irlandię - to retoryka. Ale po roku (to już!) warto spytać, gdzie te autostrady (1529 km w czasie kadencji), mosty (50), lotniska (9), darmowy angielski w przedszkolu i bon oświatowy w szkole?

Reklama

Warto spytać prezydentów miast, co zrobili przez połowę kadencji? Czy Rafałowi Dutkiewiczowi udało się wreszcie we Wrocławiu cokolwiek zorganizować, czy pochłonięty walką o Święto Trzech Króli Jerzy Kropiwnicki ma jeszcze czas na Łódź?

Na pocieszenie można im wszystkim powiedzieć tylko jedno - następni będą mieli z mediami jeszcze gorzej.