Dotychczas słyszałem z ust premiera Tuska solenne deklaracje, jak bardzo dba o to, by nasze podatki nie szły na marne. Podobno cała reforma emerytalna miała przede wszystkim służyć trosce o pieniądze podatników. Słyszałem, że nieuczciwie jest więcej z tej puli dawać grupom, które głośniej krzyczą. I naraz okazało się, że te wszystkie okrągłe zdania nie mają pokrycia w rzeczywistości. Bo w rzeczywistości nikt o te pieniądze nie dba. Pani minister pracy jednym hojnym gestem oddaje nauczycielom niemal tyle samo, ile miało być zaoszczędzone. Co gorsza, wkrótce okazuje się, że pani Fedak niepotrzebnie dała, bo to nie było z nikim uzgodnione i dawać nie należy.

Reklama

Trudno więc nie zapytać nieśmiało: w takim razie kto tym interesem kieruje? Kto naprawdę panuje nad tym, gdzie, jak i w jakich ilościach wydawane są nasze pieniądze? Pani minister Fedak zaczyna odgrywać rolę jakiegoś niesterowalnego enfant terrible tego rządu, kiedy opowiada, że w telewizji usłyszała zapowiedź premiera, iż jakieś osobne ustalenia dla nauczycieli będą jeszcze opracowywane. Więc zrozumiała, że powinna przygotować dla nich ekstraofertę - co wkrótce uczyniła. Z całym szacunkiem, z telewizji takich rzeczy mogę dowiadywać się ja, bo ja nie mam w tym kraju mocy sprawczej. Pani Fedak moc sprawczą niestety ma, bo zasiada w rządzie. Można by więc oczekiwać, że to na forum rządu będzie prezentować swoje nowatorskie pomysły i dogadywać je z innymi ministrami. Tymczasem pomysł dogodzenia nauczycielom dogadała sama ze sobą i z panem Broniarzem z nauczycielskiego związku.

W całej tej sprawie mam pewien dylemat, bo sam pochodzę z nauczycielskiej rodziny, nauczycielką była moja matka. Widziałem jej ciężką pracę i widzę pracę wielu dobrych nauczycieli. Ale też widzę wielu złych i mam poważne wątpliwości, czy trzeba ich nagradzać przywilejami. Mało się mówi o tym, jak niewielkie w Polsce obowiązuje pensum - ilość godzin spędzanych przez nauczyciela przy tablicy. Pensum zawsze było niskie, ale też zawsze dobrzy, popularni nauczyciele dorabiali po godzinach korepetycjami. Do tego dochodziły blisko trzy miesiące płatnego urlopu w roku czy roczny "urlop dla poratowania zdrowia". Budzi więc mój opór domaganie się jeszcze, by nauczyciele na emeryturę mieli przechodzić wcześniej niż wszyscy inni.

I do niedawna wierzyłem, że podobnie twardy opór budzi to w premierze Tusku. A jednak kilka ostatnich dni każe mi się zastanowić, czy premier jest tak nieugiętym facetem, za jakiego chce uchodzić. Ogłosił już przecież, że rząd nauczycielom rzeczywiście chce dać coś "ekstra". Być może więc całe zamieszanie wzięło się z wyścigu, który koalicjant okaże się lepszym Świętym Mikołajem. Platforma dała do zrozumienia, że coś da, więc ludowcy w osobie pani Fedak postanowili czym prędzej okazać się hojniejsi. Teraz Platforma jest tym złym Mikołajem, który prezenty zabiera, zamiast rozdawać. W końcu PSL jak zwykle chciał dobrze. A liberałowie z PO jawią się na tym tle jak zwykle: zabierają polskim dzieciom smoczki, staruszkom laski, a nauczycielom przywileje.

Reklama