Zacznę od tego, że tematyczne ograniczenia nakładane na komisje śledcze jawią mi się jako oparte na wydumanych przesłankach. Komisja ma być powoływana, wynika to z ustawy, w "określonej sprawie". Z tych dwóch słówek nasi prawnicy wysnuli całą doktrynę, której użyto przeciw komisji badającej w poprzedniej kadencji patologie systemu bankowego. Oczywiście mgławicowość pojęcia "określona sprawa" bije po oczach. "Apolityczni" sędziowie Trybunału Konstytucyjnego potraktowali jednak to sformułowanie jako zachętę do wytyczenia politykom arbitralnych granic.

Reklama

W dwóch kolejnych werdyktach uznali, że bankowość to już nie jest "określona sprawa", ale całokształt nacisków na prokuraturę czy służby specjalne - jeszcze tak. Można się w tym stanowisku doszukiwać pewnej logiki - komisja Zawiszy miała się zajmować odrobinę szerszym wachlarzem spraw niż komisja Czumy. I można w tej niesymetrii widzieć konsekwencje polityki. Trybunał bardzo nie lubił poprzedniej sejmowej większości skupionej wokół PiS. Za to większość sędziów na Platformę Obywatelską patrzy przychylniejszym okiem.

Tymczasem, jeśli już uznamy, że dobrze by było, aby grupa polityków przy otwartej kurtynie, czyli przed kamerami, badała historie, które normalnie są przedmiotem zainteresowania wymiaru sprawiedliwości, powinniśmy odrzucić pętanie tych polityków zbyt sztywnymi ramami. A pożytki z tego badania są w teorii rozliczne - z tą otwartą kurtyną na czele.

Nawet we wczorajszym, generalnie przychylnym komisji Czumy, orzeczeniu trybunał powiedział, czego posłom robić nie wolno. Na przykład ustalać, czy niszczono dowody stosowania podsłuchów, albo czy ktoś z poprzednich władz używał przecieków dla politycznej korzyści. No dobrze, a co jeśli tylko sejmowa komisja może coś takiego wyjaśnić, bo prokuratura jest generalnie zbyt asekuracyjna, gdy chodzi o sprawki kolejnych ekip? A co jeśli sejmowi śledczy trafią na dowody takich przewin przy okazji? Zalecenie, aby udawali, że nie widzą problemu i nawet wyrzucili z akt wszelkie ślady po tak palących tematach, brzmi wręcz groźnie.

Reklama

Uważam, że komisje powinny zajmować się nawet częściej kompleksowymi zjawiskami niż konkretnymi aferami typu Rywin lub Orlen. Dlatego nie raził mnie w poprzedniej kadencji pomysł PiS, aby przyjrzeć się bankowości, nawet jeśli w uzasadnieniach wyczuwałem chęć dokopania konkretnym ludziom - Hannie Gronkiewicz-Waltz czy Leszkowi Balcerowiczowi. Przecież takie dochodzenia wokół problemów mogłyby w teorii pomóc posłom nie tylko złapać kogoś za rękę, gdy naginał prawo czy manipulował podwładnymi. Mogłyby im pomóc w wyłapaniu chorych mechanizmów, wadliwych rozwiązań prawnych, złych praktyk.

Tak właśnie działały często amerykańskie komisje Kongresu - powoływane specjalnie dla przeprowadzenia dochodzenia, ale też komisje zwykłe, które mają prawo sprowadzać świadków i przesłuchiwać ich pod przysięgą. Do znudzenia przywołuję przykłady dwóch komisji: Izby Reprezentantów z roku 1912 i Senatu z roku 1933, które przyglądając się całemu sektorowi bankowemu, sprowadziły przed swoje oblicze czołówkę amerykańskiej finansjery, aby się dowiedzieć na przykład o mechanizmie wykorzystywania pieniędzy z depozytów klientów dla giełdowych spekulacji. I to nic, że wielki bankier J.P. Morgan zwodził zadających mu pytania senatorów, a nawet żeby ośmieszyć rytuał przesłuchań, wystąpił podczas spotkania z komisją z cyrkową karlicą na kolanach. W następstwie tych dochodzeń nikogo nie posadzono do więzienia. Za to Kongres mógł przygotować ustawy, które miały na przyszłość zaradzić patologiom.

Oczywiście mechaniczne przeszczepianie amerykańskich wzorców na polski grunt są złudzeniem. Wizja, że polscy politycy zajęci głównie obsługiwaniem nieskomplikowanych doraźnych interesów własnej partii, zajmą się jakimś zjawiskiem po to, aby eliminować wadliwe rozwiązania i pisać lepsze ustawy, to w dzisiejszych czasach czysta utopia.

Reklama

Triumfując po ograniczeniu uprawnień polskiej komisji bankowej, Janina Paradowska chwaliła trybunał za to, że napisał "instrukcję obsługi komisji śledczych". Można dyskutować, czy konstytucja wyposażyła samych sędziów w tak wielką władzę. Ale błędna była przede wszystkim diagnoza. Zbyt wielka władza komisji wcale nie musi być traktowana jako anomalia, zagrożenie.

Nie jest ona kłopotem amerykańskich parlamentarnych dochodzeń. Szefowie ich komisji, mając wielką władzę, potrafili dręczyć świadków w sposób, przy którym praktyki komisji orlenowskiej wydawały się igraszką. - Panie senatorze, pan cytuje coś, czego ja nie mam przed sobą - skarżył się lobbista przesłuchiwany w 1935 roku przez komisję Blacka szukającą dowodów na fałszowanie listów przysyłanych do Kongresu jako głos opinii publicznej. - Gdybym chciał rozmawiać o filozofii, zaprosiłbym filozofa - odpowiedział senator Black. Wyobrażacie sobie państwo coś takiego w Polsce? A przecież tylko w ten sposób te komisje potrafiły się choć czasami zmierzyć z potężnymi grupami interesów.

Różnica między doświadczeniami amerykańskimi i polskimi jest taka, że to prawda, kontrowersyjne, będące przedmiotem sporów szerokie uprawnienia śledczych w USA rzadko kiedy próbowano wykorzystywać na niekorzyść opozycji. Przeciwnie republikańscy i demokratyczni członkowie komisji mieli równe prawa, mogli forsować własne przeciwstawne tezy i nikt nie zamykał im ust. Praktyki przewodniczącego Czumy, który w komisji "naciskowej" zakrzykuje posła Mularczyka, byłyby przyjęte przez amerykańską opinię publiczną z odrazą. I dlatego po dochodzeniach platformerskiej większości wymierzonych w domniemane praktyki Ziobry i Kamińskiego pozostanie niewiele. A już dziś najbardziej przychylne tym dochodzeniom gazety spychają wieści z komisji Czumy na dalsze strony.

Komisje śledcze stają się w Polsce symbolem jałowych awantur i partyjnego odwetu. Czy to jednak znaczy, że nasza polityka zawsze będzie wyglądała tak samo? Można sobie wyobrazić sytuację, gdy dyscyplina partyjna przestanie być wszystkim, a miejsce posła Karpiniuka zajmie ktoś, kto szukając dowodów na grzeszki przeciwnika, potrafi się choć kulturalnie zachować.

Orzeczenie trybunału traktuję jako kapitał na przyszłość. I powtórzę raz jeszcze: więcej władzy dla komisji śledczych a nie mniej.