Gazprom odciął z Nowym Rokiem dostawy gazu na Ukrainę. Bywało tak już w przeszłości. Zapewne za kilka dni obie strony dogadają się i kurek zostanie ponownie odkręcony. Jestem jednak pesymistą. Ukraina ma coraz mniejsze możliwości usamodzielnienia się od Rosji, a jej szanse na wejście do zachodnich struktur dramatycznie topnieją.

Reklama

>>>Gazprom zabiera Ukrainie gaz

Wielu komentatorów znowu podnosi alarm - Moskwa szantażuje niepodległy kraj. Owszem, ale dużo trudniej byłoby jej stosować gazową broń, gdyby Kijów każdego roku, z konsekwencja godną lepszej sprawy, nie dawał Kremlowi powodów do jej użycia.

Ukraina naprawdę jest winna Gazpromowi ogromne pieniądze za dostawy gazu. Nie tylko zwleka z przelewaniem należnych koncernowi pieniędzy, ale też płaci za gaz poniżej cen rynkowych. Rosja nie stosuje szantażu gazowego wobec nikogo, kto wywiązuje się ze zobowiązań. Na przykład Polski. Mieliśmy w przeszłości zatargi z Kremlem, ale nigdy nie zagroził nam przerwaniem dostaw. Z prostego powodu - sam by na tym najwięcej stracił. Rosja wciąż sponsoruje Ukrainę - a także Białoruś i Mołdawię - tanim gazem i zamierza z tym skończyć. Szczególnie teraz, gdy boleśnie dotyka ją kryzys gospodarczy i niedługo krajowi zacznie brakować rezerw walutowych do łatania dziur w budżecie.

Reklama

Ukraina kieruje się przedziwna logiką. Z Jednej strony chce, przynajmniej obóz prezydencki, zakotwiczyć się w strukturach zachodnich, z drugiej - pragnie, by Moskwa tratowała ją ulgowo. Niestety, jedno wyklucza drugie.

>>>Tusk: Polska jest bezpieczna

W obecnej sytuacji wszelka racjonalna polityka zmusza Ukrainę do ustępstw wobec Rosji. Chyba, że ma dość siły, pieniędzy i dobrych pomysłów, by stawić czoła gazowemu embargu. By płacić za surowiec tak, jak wszyscy inni, w tym Polska. Nie ma. Sprawa wydaje się zatem przesądzona. Pewnie i tym razem Kijów jakoś wywinie się z kłopotów, ale musi działać szybko, bo rezerwy gazu wystarczą mu góra na trzy miesiące. Chyba, że naprawdę postanowił podkradać gaz wysyłany przez Rosję do Unii Europejskiej. Wtedy jednak jego wiarygodność ostatecznie runie i osiągnie dno. Kto bowiem zechce poważnie traktować partnera, który po cichu podprowadza innym nienależne mu dobra?