Jędrzej Bielecki: Co by się stało, gdyby import rosyjskiego gazu sprowadzanego przez Ukrainę do naszego kraju został całkowicie wstrzymany?
Piotr Woźniak*: To byłaby katastrofa. Dziś przez stację w Drozdowiczach na granicy polsko-ukraińskiej jest dostarczane do naszego kraju nieco ponad 7 mln m sześc. gazu na dobę. To prawie połowa całego zapotrzebowania Polski. Gdyby nagle to źródło wygasło, natychmiast stanęłaby zasadnicza część przemysłu, w tym większość Śląska.

Reklama

Trzeba powiedzieć jasno: nie da się sprawnie zarządzać gospodarką 40-milionowego kraju bez stabilnych dostaw energii. Dlatego w każdym układzie musimy liczyć się z bardzo poważnymi stratami. Na początku 2006 r., gdy tylko na trzy dni dostawy przez Drozdowicze zostały zmniejszone o 1/3, musieliśmy wstrzymać dostawy gazu aż na dwa tygodnie dla większości naszych zakładów chemicznych i dwóch głównych rafinerii: Płocka i Gdańska.

Czy dostawy dla prywatnych odbiorców są zagrożone?
Teoretycznie nie. Dla nich dostawy gazu są odcinane w ostatniej kolejności. A 1/3 zużycia gazu w naszym kraju pochodzi z wydobycia krajowego. Jednak z powodów technologicznych w niektóre rejony Polski, jak Mazury czy północno-zachodnia część kraju, gaz w ogóle może nie dochodzić. Przy słabszym ciśnieniu nie dociera do tzw. końcówek sieci. Wówczas gazu nie dostaje nikt. Tak było na przełomie 2005/2006 r. Dochodziło do dramatycznych sytuacji. Musieliśmy np. ewakuować szpital w Węgorzewie, bo przy dużym mrozie nie dało się go ogrzewać.

Polska ma jednak strategiczne rezerwy gazu.
To prawda. Zależnie od temperatury powinny starczyć na kilkanaście, kilkadziesiąt dni dostaw. Jednak znowu: z powodów technologicznych mogą one utrzymać zaopatrzenie tylko dla niektórych odbiorców.

Reklama

Ukraińcy zapewniają, że nie będą podbierać gazu, który przechodzi przez ich kraj, ale jest przeznaczony dla Europy. Można w to wierzyć?
Ukraińcy nawet teoretycznie nie wezmą całego gazu przeznaczonego dla Europy. To 300 mln m sześc. na dobę, o wiele więcej, niż sami potrzebują. Wiedzą też, że za podkradnięcie mniejszej ilości gazu będą musieli później zapłacić słone kary. Z drugiej jednak strony z powodu bardzo złego systemu pomiarowego w Europie Wschodniej trudno rozstrzygnąć, jaki dokładnie gaz zużywają Ukraińcy: pochodzący ze swoich zapasów, z krajowej produkcji, czy właśnie podkradnięty z dostaw przeznaczonych dla Europy.

Dlaczego 20 lat od upadku komunizmu Polska nadal jest tak bardzo uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu?
Rzeczywiście, poza mniejszymi państwami jak Czechy, Słowacja czy republiki bałtyckie, żaden kraj Unii Europejskiej nie jest tak bardzo uzależniony od Gazpromu jak my. Jest na to tylko jeden sposób: podłączenie się do niezależnego od Rosji systemu produkcyjno-przesyłowego gazu, czyli systemu skandynawskiego. Siedem lat temu rząd premiera Buzka wynegocjował z Norwegami kontrakt na budowę rurociągu, którym moglibyśmy importować gaz norweski. Wszystko było gotowe, ale rząd Leszka Millera zerwał porozumienie. Po odsunięciu od władzy SLD został ponownie zrobiony pierwszy krok w tym kierunku. PGNiG przystąpił do konsorcjum, które będzie budowało nowe połączenie między Szwecją, Norwegią i Danią. Prace mają się zacząć pod koniec roku.

Kanclerz Angela Merkel zachęca Polskę do podłączenie się do systemu niemieckiego. Nie ma racji? Przecież Kreml prędzej odważy się odciąć nasz kraj od dostaw gazu niż Niemcy.
To pułapka. Wschodnie Niemcy są w całości zaopatrywane przez gaz rosyjski. Jeśli się podłączymy pod ten system i zakupimy nawet minimalną ilość gazu, aby ta inwestycje się opłacała, nie będzie już miejsca na gaz skandynawski, który jest jedyną prawdziwą alternatywą. To zresztą niejedyna pułapka dla Polski. Inną jest unijny pakiet klimatyczny. Dziś 96 proc. naszej elektryczności pochodzi ze spalania węgla. Ale w przyszłości będziemy musieli z tego zrezygnować, aby ograniczyć zanieczyszczenie środowiska. Jeśli przestawimy się na produkcję elektryczności ze spalania gazu, nasza zależność od Rosji jeszcze bardziej się zwiększy.

Reklama

Rosjanie chcą, aby w tym roku Ukraińcy płacili za tysiąc metrów sześciennych gazu 250 dol. To i tak dużo mniej, niż musi płacić Polska i reszta Europy zachodniej. Kreml nie ma racji w tym sporze, odmawiając dalszego dotowania ukraińskiej gospodarki?
Ależ tu nie chodzi o żadne dotowanie! Nawet przy cenie 250 dol. Rosjanie zarabiają kolosalne pieniądze na eksporcie gazu. Ale to stawka, która położy na łopatki ukraińską gospodarkę. Jest dziesięć razy wyższa, niż płacą rosyjscy odbiorcy. A więc przedsiębiorstwa Ukrainy zupełnie stracą zdolność konkurowania z firmami z Rosji. A to są bardzo zintegrowane gospodarki. Co więcej, od czasów Lenina niemal cała produkcja elektryczności na Ukrainie pochodzi ze spalania gazu. Jeśli go zabraknie, Ukraińcom pozostanie już tylko rąbać lasy!

*Piotr Woźniak, minister gospodarki w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego