Niedzielne przemówienie Jarosława Kaczyńskiego to stare treści w nowej formie, podane nowym językiem - bardziej przystępnym i otwartym. Wizja Polski i diagnoza sytuacji się nie zmienia, zmieniają się tylko akcenty. PiS chce się dziś pokazać jako partia otwarta na młodzież oraz wszystkich tych, którzy chcą zmieniać Polskę. Walka z układem i język rewolucji schodzą na plan dalszy. Pojawił się język pozytywistycznej pracy z elementami optymizmu. PiS nie stawia - jak PO - na cud, lecz przekonuje, że wszystko jest w naszych rękach.

Reklama

I rzeczywiście odnoszę wrażenie, że PiS jest dziś jedyną partią, która pracuje. Wszystkie inne jakby przespały kryzys, który może się okazać momentem przełomowym. Jarosław Kaczyński jako pierwszy przewidział, że spowolnienie gospodarcze spowoduje wkrótce rozczarowanie wielu wyborców Platformy. Zaczną oni szukać alternatywy. PiS chce być tą alternatywą. Chce pokazać, że mimo głoszenia konserwatywnych treści potrafi być partią nowoczesną.

Dla PiS to oczywiście początek drogi. Tak naprawdę dopiero okoliczności zewnętrzne zadecydują o ewentualnym sukcesie PiS jako alternatywy PO. Inne ugrupowania wciąż wydają się uśpione sondażami. PiS pierwszy zauważa próżnię, która na fali kryzysu może powstać na scenie politycznej. Jeśli - zgodnie z założeniami - uda się zniwelować te elementy wizerunku PiS, które odpychały wyborców, to na końcu tej drogi może być sukces. Bo natura nie znosi próżni - rozczarowani dokądś muszą pójść. Kto pierwszy to zrozumie i zdefiniuje problem - ten wygra.

Co więcej - PO wydaje się być w defensywie. Broni się drwinami i Palikotem, ciągle jakby nie dostrzegając istoty problemu. Wagę zmian przeczuwa chyba tylko premier, skoro aż chciał pojawić się na kongresie PiS i przykryć jego sukces. To znaczy, że obawia się realnej alternatywy z tej strony.

Reklama

Ale po tym kongresie mam jeszcze inne przeczucie: że Jarosław Kaczyński zaczął już własną - nie brata - kampanię prezydencką. Nie zdziwiłabym się, gdyby to on kandydował za dwa lata na najwyższy urząd w państwie. W każdym razie mam wrażenie, że już bardzo niedługo dojdzie do generalnego przemeblowania polskiej polityki. Wygra ten, kto pierwszy zareaguje i przedstawi atrakcyjną ofertę.