Czy reformą jest kilkuletni plan inwestycyjny tego lub owego ministerstwa? Albo każde rządowe przedsięwzięcie, takie jak chocby budowa autostrad albo stadionów potrzebnych do Euro 2012? Bo z rzeczywistych reform planowanych przez rząd, a obciążających budżet, da sie wymienić jedną: posłanie sześciolatków do szkół. I zrozumiałe skądinąd, że rząd z niej na razie zrezygnuje. Pomysł i tak wywołuje społeczne opory, a bedą one jeszcze większe, gdy okaże się, że państwa nie stać na przygotowanie dla maluchów przystosowanych do ich potrzeb sal lekcyjnych i innych udogodnień.

Reklama

Ale nie jesteśmy pewni, co Donald Tusk miał tak naprawdę na myśli. Czy na przykład reforma emerytur mundurowych będzie odłożona w czasie, czy nie? Ma ona przysporzyć państwu, a więc nam wszystkim, raczej oszczędności niż dodatkowych wydatków - choć w perspektywie wieloletniej. Ale można też sobie wyobrazic, że rząd z niej na razie rezygnuje. Gdy jest źle, lepiej nie drażnić nowych grup społecznych. I dotyczy to zarówno rodziców przedszkolaków jak policjantów. Albo rolników zainteresowanych w podtrzymywaniu KRUS.

Chcialbym to wiedzieć, a nie wiem. Polityka informacyjna tego rządu szwankuje od dawna. Rolę rzecznika pełnią dorywczo ministrowie i robią to od przypadku do przypadku. A sam premier jest ciagle mistrzem tworzenia klimatu, ale niekoniecznie formułowania precyzyjnych myśli. W tej zaś sprawie Polakom należy się precyzja.

Trudno się też oprzeć wrażeniu, że przez ostatnie dni rząd przekształcił "szukanie oszczędności" w tasiemcowy serial. Zbyt długi i zbyt spektakularny, bo chodziło także o to aby przykryć medialnie choć w części kongres PiS występujący z własnym pomyslem, jak walczyć z kryzysem. Stąd propozycja Tuska, skadinąd bardzo zręczna, że sam pojedzie przekonywać partię Kaczyńskiego. Ale stąd też potok słów. Słów nie zawsze czytelnych, więc wartych objaśnienia.

Reklama

I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej. Już kilka dni temu Jan Rokita pisał na łamach "Dziennika", że Polakom należy się nowe expose premiera. Bo właściwie wszystkiego, łącznie z bardziej rozbudowaną informacją dotycząca biednych sześciolatków i ich jeszcze biedniejszych rodziców, musimy się domyślać. Wyborcy zasługują na jasne stwierdzenie, czego się mogą na pewno spodziewać, a czego nie. Oszczędności nie są tylko ksiegową operacją. Mają konsekwencje społeczne i polityczne. Czy sfera obronności może być przycinana poniżej ustawowych zobowiązan polskiego panstwa (prawie 2 procent PKB)? Czy doczekamy się dróg i stadionów i w jakich proporcjach wobec dawnych obietnic. I wreszcie - czy możemy się spodziewać strukturalnych reform, które, nie w perspektywie tego kryzysu, ale na przyszłość, na pewno mogłyby choć trochę odciążyć publiczne finanse.

Propozycja premiera, że pojedzie do Nowej Huty, do partii Kaczyńskiego, to nieżaleznie od marketingowych celów zapowiedź nowego nieco łagodniejszego tonu wobec opozycji. Teraz czas na to, aby Donald Tusk porozmawiał także z Polakami.