Mało kto pamięta, że Okrągły Stół był czasem zgody. Lech Kaczyński i Jacek Kuroń mówili wtedy jednym głosem i nie był to przypadek. Oni naprawdę to samo czuli, to samo myśleli, do tego samego zmierzali.

Reklama

Potem się wszystko poplątało, opozycja skłóciła się, ofiarą wojny stały się jej symbole. Bito się o związek zawodowy, o jego znaczek, bito się także o Okrągły Stół. To był podział majątku po opozycyjnym rozwodzie.

Kto wygrywał swój fant, robił z niego ołtarzyk, kto przegrywał, przystępował do profanacji. Ofiarą tej logiki padł Okrągły Stół. Zwycięzcy zrobili sobie z niego laurkę, przegrani miejsce narodowej zdrady.

Okrągły Stół na takie potraktowanie nie zasługiwał, był ogromnym sukcesem. 6 lutego, kiedy zaczęły się obrady, i 4 czerwca, gdy odbyły się wynegocjowane wybory, to były dwa wielkie kroki, które dały nam wolność. Od 1918 r nie przydarzyło się nam nic równie doniosłego.

Reklama

Tym bardziej irytujące jest, że zaczynają się stare spory. Władysław Frasyniuk zgłosił pomysł pomnika dla generała Jaruzelskiego. Jedna z gazet potraktowała Mazowieckiego i Kiszczaka jako równorzędnych ojców wolności, a w wywiadzie z generałem nie padło nawet jedno pytanie o represje.

W latach 90. broniono postkomunistów przed czystką, broniono generałów przed rozliczeniem, broniono obóz PRL przed realnymi i urojonymi zagrożeniami. Po 20 latach wiemy, że w III RP postkomunistów bronić już nie trzeba. Tu Kwaśniewski był przez 10 lat prezydentem, Miller i Oleksy premierami, a Kiszczak ma receptę potwierdzającą 45 chorób i nie stawia się w sądzie.

Po co zatem te gesty? Chcecie kochać generałów, kochajcie, ale czemu w rocznicę Okrągłego Stołu? Czemu społeczeństwo pozbawiać czytelnych symboli? Przecież komunistyczni generałowie nie mogą służyć za symbol wolności. Przez 20 lat historycy nie znaleźli ani jednej ich zasługi. Wszystkie dokumenty świadczą przeciw nim, prosili Moskwę o interwencję, do stołu siedli, zrujnowawszy kraj, nie po to, by się władzą podzielić, ale by ją ocalić.

Reklama

Największymi radykałami wydawali się dotąd wyznawcy teorii spisku w Magdalence. Oni nie chcieli ugody, uważali, że na komunistów trzeba wyjść z dzidami. Jednak kiedy równie nielogiczną konwencję przejmuje Frasyniuk, czujemy się bezradni. Od 20 lat kłócimy się o Okrągły Stół i kiedy jesteśmy bliżej niż dalej, Polacy dostają w twarz Jaruzelskim. Gdzie tu sens? Czym jest w takim razie Okrągły Stół, celem czy środkiem? Czy mamy go świętować, aby pokochać generałów, czy mamy w nim odnaleźć narodową zgodę? Jeśli to drugie, to bez generałów. Zwłaszcza że wynoszenie generałów na ołtarze nie jest pojednaniem, ale jątrzeniem biorącym się z narcystycznej potrzeby pokazania swojej wielkoduszności.

Ale emocje wygrały. Odezwał się prezydent i obciął emerytury generałom. Zgoda, cięcie im się należy, ale nie 6 lutego! W ten jeden dzień karanie generałów pozbawione jest i sensu, i klasy. Jednak prezydent postanowił się zemścić. Za to, że siedział z Kiszczakiem przy stole?

20 lat temu Okrągły Stół był dla całej opozycji wielkim triumfem. Cieszył się także Kaczyński i Frasyniuk. Dziś skłóceni wierzą, że wygrają wojnę o pamięć i narzucą swoją perspektywę. Popełniają błąd. Sukces żadnego z nich nie będzie wygraną "Solidarności". Symboliczną korzyść odniosą albo generałowie, albo radykałowie, których nie zaproszono do stołu.