Dobrze to pokazała publicystyka. Dekadę temu, w 10. rocznicę, publicyści szukali słabych punktów w racjach przeciwników, zbierali kolejne dowody na rzecz własnych tez. W 20. rocznicę nie ma dyskusji, bo nikt nikogo przekonać nie chce. Odwrotnie, poglądy są wyostrzane, aby jak najdalej odsunąć się od siebie. Obserwujemy festiwal ostentacyjnych gestów, manifestacje przerysowanych tożsamości. W "Rzeczpospolitej" Okrągły Stół jest czystym złem, przez wiele dni kolejni autorzy przekazywali tę tezę bez żadnych zastrzeżeń, bez polemik. Z kolei "Polityka" i "Gazeta" nie bronią Okrągłego Stołu, to już dla nich za mało, to postawa zbyt powszechna, one licytują mocniej, biją się o uznanie wielkości generałów. "Polityce" ton nadał wywiad z Jaruzelskim, rozmowa uroczysta, nadająca generałowi pomnikowy wymiar. Linię "Gazety" wyznaczył wywiad z Kiszczakiem poprowadzony mniej więcej tak, jak Tomasz Wołek mógłby rozmawiać z generałem Pinochetem.

Reklama

Gazety postawiły na prowokacyjną wyrazistość. Stanowiska są ostrzejsze niż dawniej, ale też bardziej rytualne, uciekające w czystą symbolikę. Bo po raz pierwszy historia została odklejona od bieżącej polityki, od oceny teraźniejszości. Pod pretekstem historii nie spieramy się już o to, czy wolna Polska jest dobra czy zła. Minął czas, gdy historia była instrumentem gry o władzę. Może dlatego, że każdy już rządził, nikt nie może mówić, że jakiś fakt w dziejach nieuczciwie wykluczył go z polityki.

Okrągły Stół został przeniesiony w sferę czystych uniesień. Symptomatyczny był głos Piotra Semki, zarówno w debacie "Europy" sprzed tygodnia, jak też jego tekst w "Rzeczpospolitej". Semka uderzył w ton świadomie liryczny: w 1988 roku liderzy opozycji przestali nam wszystko mówić, Wałęsa nie ogłaszał już szczegółów swojej taktyki na wiecach pod św. Brygidą, "nasi" zaczęli być wyniośli, zaczęli uprawiać politykę, zamknęli się w gabinetach. To nie jest opowieść o polityce, ale o sobie, o dojrzewaniu młodego chłopaka, który traci złudzenia, wyobrażenia o niewinności opozycyjnego ruchu, o pięknej przygodzie, o ludziach, których wszystko łączy, a nic nie dzieli. Semka wie, że polityka nie może być taka, jak tego żądał 20 lat temu, sam jako komentator jest zimny i racjonalny. Ale historii potrzebuje nie do udzielania lekcji politycznej gry, ale do zapisu pięknych marzeń.

Podobnie jak Semka postępują inni autorzy, zwłaszcza że po raz pierwszy dyskusję o Okrągłym Stole zdominowało nie pokolenie bohaterów zdarzeń, ale ich uczniowie, generacja czterdziestolatków, dla których Okrągły Stół nie był grą, nie był polityką, ale inicjacją. Moralną i polityczną. Wejściem w dorosły świat. Każdy zapamiętał co innego, łączy ich skłonność do używania ostrych kresek i barw oraz lojalność wobec "założycielskichh dla siebie przeżyć.

Reklama

Mimo niesprzyjającego otoczenia "Europa" nie rezygnuje z racjonalnej dyskusji nad Okrągłym Stołem. Z próby wypracowania opisu, który będzie historycznie prawdziwy i dla wszystkich stron akceptowalny. Cezary Michalski rozmawia dziś z trzema politykami: Janem Lityńskim, Leszkiem Millerem i Ludwikiem Dornem. Klucz doboru rozmówców jest oczywisty, to ludzie wolni od marzycielstwa i fanatyzmu.

Efekt jest ciekawy. Zacznijmy od Millera. Ten szczerze wyznaje, że jego generacja posunąć się nie może, musi bronić generałów. Decyzję podejmuje za niego sytuacja – za długo żył w PRL i za wysoko był w PZPR, poprzez generałów broni własnej biografii. Z punktu widzenia "Europy" sprawa jest jasna: szansy na kompromis niestety nie ma.

Natomiast blisko siebie są Lityński i Dorn. Ich opowieść o Okrągłym Stole pokazuje, że opozycja była bardziej jednolita, niż to się sądzi dzisiaj, kiedy małe różnice taktyczne podniesiono do rozmiaru pryncypiów. Nawet w sprawie dekomunizacji obaj panowie są blisko siebie. Lityński przyznaje, że Unia zlekceważyła tę sprawę, ale to nie było z jej strony wyznanie wiary, ale taktyczny błąd. Dorn z kolei szydzi z infantylnej koncepcji filozofii Okrągłego Stołu, duchowego uzależnienia opozycji od komunistów, które miało potem zapewnić SLD bezkarność.

Reklama

Obraz, jaki wyłania się z obu relacji, jest spójny. Na poziomie faktów Okrągły Stół nie jest dla dawnej opozycji kontrowersyjnym wydarzeniem. Pozostaje takim w sferze wyobrażeń, ponieważ istnieje popyt na historyczną emocję. Malowniczą, dodającą rumieńców nudnej polskiej polityce.

Robert Krasowski