Churchill w 1940 r. kazał wrócić swoim spitfire’om do Londynu. Do dziś ta decyzja przytaczana jest jako dowód jego niezwykłej przenikliwości. Teraz to kanclerz Angela Merkel stoi przed historyczną decyzją – wystawiać niemieckie bogactwo na ratunek tonącym krajom strefy euro czy porzucić wspólną walutę i bronić się samemu?
Europa przeszła długą drogę od militarnej zagłady do dewastującego kryzysu ekonomicznego. Ale jak na ironię, decyzje, jakie stoją dziś przed przywódcami Unii, nie są tak różne od tych 70 lat temu. Europa powiązana sojuszami stanowi jeden krąg kulturowo-monetarny, ale bezsilny wobec zagrożeń niewypłacalności części państw.
Unia monetarna musi mieć oparcie w unii finansowej. Tak jak aliantom sprzed II wojny światowej zabrakło wspólnego systemu dowodzenia, tak dzisiejszej unii monetarnej brakuje unii finansowej. Jednego centralnego ośrodka podejmującego decyzje dotyczące polityki pieniężnej, podatkowej, zarządzania długami. Unia finansowa oznaczałaby znacznie głębszą polityczną integrację Europy. W praktyce jednego ministra finansów, a kto wie, czy nie premiera z pełnią władzy wykonawczej. Na to nie ma dziś zgody i woli politycznej. Stąd wszystkie pomysły pośredniego i nie zawsze skutecznego dyscyplinowania państw członkowskich, ale z drugiej strony zrozumiała niechęć Niemiec do emitowania wspólnych bonów. Rozwadniania swojego potencjału, inwestowania od lat budowanego zaufania w upadłe gospodarki, bez żadnych gwarancji na poprawę.
Polska 2010 roku jest w nieporównanie lepszej sytuacji niż Polska 1940 roku. Nie mamy spitfire’om, ale mamy jeszcze czas. Jeżeli ostatecznie Merkel zdecyduje się bronić euro wszystkim, co ma, to w zamian Niemcy narzucą Europie rygorystyczne warunki przystąpienia do strefy. Zarówno polityczne, jak i wymogi gospodarcze. Nie spełniamy ich dziś, a tym bardziej nie będziemy spełniali ich, jeżeli dojdzie do ściślejszej konsolidacji eurostrefy. Automatycznie nasza wiarygodność i atrakcyjność dla obcego kapitału spadnie, nasza waluta osłabnie. Jeżeli jednak Merkel każe zawrócić wszystkie swoje samoloty, wtedy całą Europę czeka potężna fala kryzysu. Rozpad nie tylko euro, ale całej Unii. W każdym z tych wariantów polskie finanse publiczne potrzebują naprawy. Zredukowania długu publicznego, pozbycia się chorobliwych obciążeń socjalnych, emerytalnych, zatorów sektora administracji publicznej, szybkich reform służby zdrowia.
Reklama
Dzisiejsze uspokajania rządu jako żywo przypominają mi pierwszą stronę „Kuriera Porannego” z 1938 r. W przeddzień paktu monachijskiego – „Jesteśmy ocaleni. Chamberlain porozumiał się z Hitlerem”.
Reklama