Ludzie, którzy jeżeli wierzyć wczorajszym wypowiedziom Jacka Żakowskiego, organizując kampanie na rzecz ochrony prywatnych kont emerytalnych przed zachłannością państwa, są wrogami narodu. A pieniądze, które wydali na zakup billboardów powinny być prześwietlone przez miss antykorupcji Julię Piterę. Ci przeklęci bogaci.
Pracodawcy w przeciwieństwie do związkowców, za własne pieniądze wykupują billboardy, za własne pieniądze stawiają licznik długu w Warszawie i organizują akcje słania listów do premiera z prośbą, żeby się opamiętał. Naprawiał państwo i finanse publiczne zamiast serwować nam erzace reform w postaci coraz większych transferów – z prywatnych kieszeni do budżetu i z budżetu z powrotem do kieszeni politycznych beniaminków.
To prawda, że biznesmeni, pracodawcy, właściciele firm, buntując się przeciwko ekspansji socjalnego państwa, dbają o swoje interesy. W końcu mają ich najwięcej i najwięcej mają do stracenia pieniędzy. Ale niekoniecznie oni najwięcej stracą. Nie ich dotknie wyższe bezrobocie i nie im przyjdzie pracować bez ochrony socjalnej, na którą nie stać będzie pracodawców.
Oczywiście premier i Jacek Żakowski zawsze mogą powiedzieć, że to znowu wina bogatych i zażądać jeszcze większych podatków, jeszcze większych transferów. To pewnie przysporzy im zwolenników – górników, rolników, nauczycieli, jeszcze więcej pielęgniarek i młodych emerytów. Ale to, że na liście zwolenników rządu nie ma już przedsiębiorców, ciężko pracującej klasy średniej, ludzi liczących na siebie, a nie jałmużnę państwa, nie znaczy, Panie Jacku, że można im odbierać prawo do własnej wizji państwa.
Reklama