ba niewielu spodziewało się takiego tempa rozmywania unijnych fundamentów. Trudno dziś szacować, w jakim stopniu zmodyfikowane zostanie Schengen, na ile rozmontowany jednolity rynek, czy i w jakim stopniu poszczególne rządy dotknięte kryzysem zadłużenia zaczną zamykać swoje rynki pracy. Pewne jest jednak, że sprawy nie idą w dobrym kierunku.
Najpierw był pakt dla euro, do którego w ostatniej chwili udało się wprowadzić zapisy o konieczności dokończenia budowy jednolitego rynku europejskiego. Przypomnijmy, że Europa Środkowa i kraje skandynawskie walczyły o ten zapis, bo z ich punktu widzenia każda próba manipulowania przy jednolitym rynku jest równoznaczna z zakwestionowaniem sensu integracji. Polska, Czechy czy Dania – znacznie bardziej konkurencyjne i elastyczne niż np. Portugalia – są jego beneficjentami. To również podstawowy powód przystępowania do Wspólnoty. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że również kolejne próby podważania jednolitego rynku będą bezowocne, a on sam nie zmieni się, jak chce tego Francja, w unię podatków dla przedsiębiorców.
Kontynuacją walki o rynek są manewry przy Schengen. W tym przypadku również to Paryż gra rolę naczelnego egoisty Europy. Nicolas Sarkozy jest w stanie rozmontować swobodę przepływu osób wewnątrz UE, by do Francji nie ściągały tysiące francuskojęzycznych Tunezyjczyków. Rozwiązaniem tymczasem nie jest zamykanie granic wewnętrznych Unii, ale np. uszczelnianie ich na zewnątrz. Sposobem na politykę wobec imigrantów w czasach rewolt w Afryce Północnej nie są również dwustronne rozmowy na spotkaniach takich jak poniedziałkowy szczyt Sarkozy – Berlusconi. To droga na skróty. W przypadku Sarkozy’ego obliczona na zwiększenie szans w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Na pocieszenie pozostaje fakt, że to Komisja Europejska, a nie Paryż czy Rzym, zdecyduje o tym, kiedy można przywracać kontrole na wewnętrznej granicy. A jeśli Paryż chce zawieszać Schengen, to niech po prostu oficjalnie wystąpi z Unii.
Ostatni problem to swoboda podejmowania pracy w UE. Pierwszego maja miną ostatnie okresy przejściowe i utrudnienia w tej sprawie dla Europy Środkowej. Niemcy i Austriacy otwierają swój rynek pracy. Wielka Brytania, w której można pracować od dawna, panikuje jednak z powodu zrównania od początku maja praw do świadczeń socjalnych. Holendrzy z kolei z chęcią pozbyliby się Polaków w ogóle. Wszystko równo siedem lat po poszerzeniu UE na wschód.
Reklama