Premier co prawda wychwalając Andrzeja Czumę zauważył też i inne jego zalety. A to w koszykówkę Czuma grał, a to po górach chodził, a to wnucząt ma furę, niemniej skupił się Donald Tusk na nieskazitelnym życiorysie nowego ministra. I słusznie, bo jeśli chodzi o życiorysy, to niewielu ma porównywalne. Trudno się nawet oprzeć wrażeniu, że to biografia, bo przecież nie prawnicze doświadczenie, zdecydowała o powołaniu Czumy, ale ja akurat nie mam zamiaru z tego powodu czynić komukolwiek wyrzutów.

Reklama

Nominacja dla bohatera antykomunistycznej opozycji zbiegła się w czasie z informacją na temat innego nominata Platformy Obywatelskiej Marcina Kulickiego, który został właśnie prezesem Polskiego Cukru. Firma to wielka, oddziałów osiemnaście w kraju całym, obrotu rocznie miliard złotych, tylko pogratulować. Pan Marcin, jakżeby inaczej, zwyciężył w konkursie i nie ma to związku z tym, że był wiceszefem PO w Siedlcach i wiceprezydentem miasta z ramienia tej partii.

Kulicki, z zawodu działacz, kompetencji nie ma być może imponujących, firmą tak wielką nie kierował nigdy, studiował też nie na Harvardzie, ale w Wyższej Szkole Rolniczo-Pedagogicznej, dawniej im. Dymitrowa, w Siedlcach, ale ma życiorys. A w nim kartę piękną i niebanalną. Oto w trudnych latach 80. pan Marcin głowę nadstawiał. Dla Ojczyzny ratowania gotów był na poświęcenia wielkie. Konkretnie w ZOMO się poświęcał.

O, zamilczcie oszczercy! Kulicki nie dla kariery tam poszedł, nie dla krwi braterskiej rozlewu, nie przygody on tam szukał ni interesu własnego! Ot, wojsko poszedł odrobić, bo on, pacyfista z natury, brzydził się karabinem. Gustowna tarcza to co innego. I pałka. Nasz bohater Wallenroda jednak prześcignął był i wcale na demonstrantów się nie zasadzał, a wojnę polsko-jaruzelską w taborach przesiedział. Ściśle rzecz biorąc w taborze drogowym, w fotelu kierowcy.

Reklama

Dobra, dość tych kpin nieudolnych. Służbą w ZOMO jakoś szczególnie się Kulicki nie chwalił, co zrozumieć można, ale przeszłość i tak go kilka lat temu dopadła. Wtedy partia schowała go na mniej eksponowane stanowisko. Dziś wraca. Szat nie ma po co drzeć. Zomowska służba Kulickiego nie przeszkadzała zresztą -- jeśli wierzyć "Gazecie Wyborczej" -- pisowskiemu prezydentowi miasta we współpracy z nim.

Ot, polska norma. Ot, życiorysy dwa. Czuma i Kulicki. Bohater i hm, a bo ja wiem kto? Dekownik? Drobny koniunkturalista jakich wszędzie pełno? Zresztą, niech sobie żyje, niech sobie polskim cukrem życie słodzi. Tylko niech mi nikt nie mówi, że życiorys się nie liczy.