Zyta Gilowska, Wiktor Osiatyński, Witold Orłowski - to najważniejsze osoby, które w czwartek otrzymają z rąk Lecha Kaczyńskiego nominacje do Narodowej Rady Rozwoju.

To nowe ciało doradcze przy prezydencie. Jego kancelaria zapewnia, że Rada nie będzie wyborczym orężem Lecha Kaczyńskiego, a jest próbą przywrócenia dyskusji na poważne tematy.

Rząd ma wkrótce przedstawić Plan Konsolidacji i Rozwoju, w którym zawrze propozycje dokończenia zmiany systemu emerytalnego. Finał prac nad tym programem się opóźnia. I znów Lechowi Kaczyńskiemu, jak w przypadku strony internetowej, czy życzeń na Youtube, uda się wyprzedzić premiera. Zaplanowane na czwartek inauguracyjne posiedzenie NRR będzie poświęcone właśnie demografii i ubezpieczeniom społecznym. Ekonomiści, związkowcy i pracodawcy mają dyskutować na temat kosztów zmian w systemie emerytalnym, likwidacji wcześniejszych emerytur, zmian w KRUS czy podniesienia wieku emerytalnego. Także rząd dostanie możliwość zajęcia stanowiska - zaproszenie dostała minister pracy Jolanta Fedak.

Czym ma być nowe ciało doradcze prezydenta? "Rada ma być miejscem spotkania i wymiany opinii osób o różnych poglądach. To powinno dawać materiał prezydentowi do zajmowania stanowiska wobec różnych ustaw czy komentowania ważnych spraw" - mówi ekonomiczny doradca Lecha Kaczyńskiego dr Ryszard Bugaj.

Ponieważ jednak Rada zaczyna działalność w roku wyborów prezydenckich, a wiele jej diagnoz siłą rzeczy będzie niewygodna dla rządu, pojawia się pytanie czy nie jest to jeden z elementów kampanijnych planów głowy państwa. "Czy w roku wyborczym muszą być jedynie gadżety? To dobrze, że podejmowane są poważne tematy. Gdyby było inaczej, prezydentowi stawianoby zarzut, że rozmawia o wszystkim, tylko nie o najważniejszych rzeczach" - mówi szef kancelarii prezydenta Władysław Stasiak. Podkreśla, że skład rady będzie pluralistyczny i pokaże różne poglądy.









Reklama



Do Rady zostali zaproszeni nie tylko była wicepremier w rządzie PiS Zyta Gilowska, ale i były minister finansów Wiktor Osiatyński, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicznego prof. Piotr Gliński, Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, czy były doradca ekonomiczny prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego prof. Witold Orlowski.

"Jak prezydent zaprasza, to nie mam zamiaru odmawiać. Bez względu na to, który zaprasza. Polsce potrzebna jest dyskusja ponadpolityczna na poważne tematy" - zapowiada prof Orłowski. I dodaje: "Jeśli się okaże, że to będzie wykorzystywane politycznie, zrezygnuję".

W Radzie znajdą się 43 osoby. Prócz wybitnych naukowców, także samorządowcy, jak prezydenci Wrocławia Rafał Dutkiewicz i Krakowa Jacek Majchrowski. A także przedstawiciele zoranizacji, jak BCC, które będzie reprezentował ekonomista prof. Stanisław Gomułka. "To będzie forum wymiany poglądów, a co z rezultatami zrobią prezydent i jego urzędnicy to inna sprawa - mówi prof Gomułka. - Skład rady świadczy o tym, że dyskusja nie będzie przebiegała w jednym tonie. Chyba trudno podejrzewać profesora Osiatyńskiego, że będzie miał identyczna opinię z prezydentem" - broni pomysłu minister Stasiak.

Czy działalność Rady może faktycznie sprawić, że bieżącą debatę polityczną zdominują wreszcie ważne tematy? "Bez porozumienia ponad podziałami politycznymi sytuacja gospodarcza Polski nie będzie w trwały sposób zadowalająca. Potrzebne jest porozumienie podobne do tego jakie było w sprawach NATO czy UE" - argumentuje prof. Orłowski.

Rada jeszcze nie zaczęa działać, a już Kancelaria Prezydenta zaplanowała jej kolejne posiedzenia. Będą dotyczyć takich spraw, jak kiepski stan finansów publicznych czy warunki rozwojowe Polski.