Aż 200 tysięcy złotych miesięcznie kosztują Centralne Biuro Antykorupcyjne podwyżki, które w ostatnich dniach swojego urzędowania przyznał Mariusz Kamiński - dowiedział się "Dziennik Gazeta Prawna".

Decyzje finansowe byłego szefa CBA to jeden z głównych wątków raportu z wewnętrznego audytu z funkcjonowania biura, który w połowie grudnia otrzymał premier Donald Tusk. Jego sporządzenie zapowiadał następca Kamińskiego Paweł Wojtunik. Nazwał wówczas ten dokument "bilansem zamknięcia i otwarcia".

Według naszych informacji, autorzy raportu skupili się na sprawach organizacyjnych pomijając te związane z prowadzonymi przez CBA śledztwami. Szczegółowo opisują, jak na odejściu Kamińskiego finansowo skorzystało kilkunastu jego najbliższych współpracowników. "To mechanizm, który przypomina działania odchodzących prezesów spółek Skarbu Państwa. Także u nas, tuż przed zmianą, w gabinetach kadr nie gasło światło, bo rozdawano pieniądze" - mówi jeden z funkcjonariuszy CBA.

Grono, które otrzymało podwyżki to kluczowi pracownicy biura. Wśród wyróżnionych znaleźli się m.in. odwołany już szef i wiceszef Zarządu Operacyjno-Śledczego. Zaraz po decyzji o przyznaniu podwyżki byli kierowani do Grupy Stanowisk Tymczasowych, czyli rezerwy kadrowej CBA.

"A już po kilku dniach dostawali inne propozycję, np. pracę w charakterze zwykłego agenta w naszej szczecińskiej delegaturze" - ujawnia nasz rozmówca z CBA. Oczywiście propozycję odrzucali. Wówczas, zgodnie z ustawą, otrzymywali prawo do przejścia na emeryturę. Tę wylicza się w oparciu o ostatnią pensję. Podobnie jak odprawę w wysokości od trzech do ośmiu pensji.

Kierownictwo CBA rozważa możliwość poinformowania prokuratury o ostatnich decyzjach Kamińskiego - rozdając podwyżki mógł działać na szkodę urzędu. Ale współpracownicy Kamińskiego bronią tych decyzji. "Ci ludzie wiedzieli, że zostaną wykończeni przez nowego szefa. A ich jedyną winą był fakt, że nadzorowali najpoważniejsze śledztwa przeciw ludziom Platformy" - mówi jeden z nich.

Raport zwraca też uwagę na inne działanie, które znacząco obciążało kasę CBA. Chodzi o politykę przydzielania służbowych aut. Choć biura jest stosunkowo niewielką formacją, jego kadra kierownicza dysponowała aż 60 samochodami. Były to nowe Toyota Avensis i Volksvagen Passat. Agenci traktowali je jak własne: jeździli na zakupy, odwozili dzieci do przedszkola, a nawet wybierali się na urlopy. Nowe kierownictwo prócz wytykania błędów poprzednikom, zmieniło te zasady. Aut jest zdecydowanie mniej. Nadal można je wykorzystywać do celów prywatnych. Ale kosztuje to więcej. Wcześniej był to ryczałt w wysokości niespełna 100 zł. miesięcznie. Teraz płacą rynkową stawkę za każdy przejechany kilometr.

Czy w CBA kontrolowane będą także inne sprawy? Trwa kontrola konkretnych śledztw i metod pracy operacyjnej stosowanych przez funkcjonariuszy. Zdaniem naszych rozmówców z CBA, raczej nie zaowocuje ona doniesieniami do prokuratury o możliwych nadużyciach. Dlaczego? - To trudno udowodnić, ale czuć ducha, jaki kierował przełożonymi. Rzucali wszystkie siły, gdy pojawiało się nazwisko kogoś z Platformy, a znacznie mniej interesowały ich grzechy ludzi związanych z PiS - uważa nasz rozmówca.













Reklama