Po informacjach o zastrzeżeniach Komisji Europejskiej do wydatków Centrum Rozwoju Zasobów Ludzkich ministerstwo pracy i resort rozwoju regionalnego zarządziły kontrolę w tej instytucji. "Nie czekamy na oficjalne stanowisko Komisji, a nawet bierzemy poprawkę, że niektóre sprawy uważamy za postawione zbyt radykalnie" - zaznacza wiceszef MRR Jarosław Pawłowski. Unijny raport ma być gotowy 29 stycznia.

Reklama

Podstawowy zarzut wobec CRZL, jaki postawiła wstępnie Komisja Europejska dotyczy niekompetencji jego urzędników. Bruksela uważa, że w żadnej z ról - ani jako instytucja pośrednicząca ani nadzorująca - Centrum sobie nie radzi. Dla współpracujących z CRZL instytucji to nie nowość. Także z ich strony pojawiają się zarzuty o niekompetencję.

Już wcześniej Komisja Europejska zwracała uwagę, że istnienie takiego ciała jest całkowicie zbędne. CRZL powstało w marcu 2007 roku. Od początku znalazło się na celowniku mediów, jako instytucja powołana tylko po to, by protegowani Samoobrony znaleźli dobrze płatne rządowe posady. Do dziś tam zresztą pracują. Główną księgową jest np. Agnieszka Szymańczyk – córka byłego posła partii Andrzeja Leppera.

Według naszych ustaleń zastrzeżenia dotyczą co najmniej dwóch projektów nadzorowanych przez CRZL. Jeden obejmował szkolenia dla pracowników pomocy i integracji społecznej. Kontrolerzy z Brukseli zarzucają CRZL, że w całym kraju spośród 20 instytucji prowadzących te szkolenia aż 18 zostało wyłonionych w trybie z wolnej ręki, a nie postępowaniu konkursowym. To wprawdzie zgodne z polskim prawem, ale zdaniem Brukseli - podejrzane, bo nie gwarantuje zachowania konkurencyjności postępowania. W ramach tego projektu wydano do tej pory 27 mln zł. Cały projekt ma kosztować 62 mln.

Reklama

Drugi kwestionowany projekt jest zaplanowany na 193 mln zł. Dotąd wydano z niego 24 mln zł. Projekt dotyczy informatyzacji publicznych służb zatrudnienia. I tu znowu pojawia się zarzut rozstrzygania konkursów w trybie z wolnej ręki. "Nie znam akurat tej sprawy, ale znam przypadki i to dotyczące alokowania środków unijnych, gdzie niby mamy do czynienia z konkursem, ale faktycznie wszystko ustalone jest wcześniej. Komisja Europejska może się obawiać, że przy przyznawaniu pieniędzy z wolnej ręki, główną rolę odgrywają związki personalne" - mówi prof. Antoni Kamiński, były szef Transparency International Polska.

CCRZL nie ma sobie nic do zarzucenia. Twierdzi, że w postępowaniu Ministerstwa Rozwoju Regionalnego chodzi o "względy oszczędnościowe", a wątpliwości KE dotyczyły nie tylko ich, ale trzech jeszcze dwóch innych instytucji. "CRZL nie stwierdza zagrożenia dla realizowanych projektów" - napisała nam w mejlu Katarzyna Czerniawska z biura CRZL. Jej zdaniem wobec Centrum nie zostały sformułowane żadne "nieprawidłowości oraz zalecenia pokontrolne". Nikt z władz CRZL nie znalazł czasu, by z nami porozmawiać.

Projekty z Priorytetu I Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki dotyczą głównie szkoleń i pomocy na rynku pracy, czy w pomocy społecznej. Dlatego informacja o wstrzymaniu certyfikacji wydatków zaniepokoiły instytucje, które realizują te programy we współpracy z CRZL. Chodzi m.in. o Ochotnicze Hufce Pracy, podległy resortowi sprawiedliwości Centralny Zarząd Służby Więziennej czy sam resort sprawiedliwości. "Projekty są nadal realizowane, ale dopóki certyfikacja jest wstrzymana, nie możemy odzyskać tych pieniędzy z Komisji Europejskiej" - mówi wiceminister Pawłowski.

Zdaniem Ilony Gosk z Fundacji inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, decyzja resortu rozwoju choć słuszna, rodzi "gigantyczny problem". "Już są opóźnienia, a jeśli dodamy do tego kolejne, wynikające z tej sytuacji, to w sumie mamy porażkę. Bo nie wszystkie programy można zrealizować w skróconym czasie" - mówi Gosk.