Jasna odpowiedź Donalda Tuska na pytanie, czy będzie kandydował, rodzi pytanie dużo poważniejsze: kto zastąpi go w wyścigu o fotel prezydencki. Na kogo Platforma Obywatelska, zdecydowany lider partyjnych sondaży, postawi w walce z mozolnie odbudowywującym swoją pozycję z 2005 r. Lechem Kaczyńskim.

Reklama

Sondaż Homo Homini dla DGP i Polsat News nie zostawia wątpliwości: prawie połowa pytanych jako nalepszego kandydata wskazuje Radosława Sikorskiego. Ale i on, i Bronisław Komorowski pewnie prowadzą w prezydenckim rankingu. Choć wciąż spory kapitał głosów ma Włodzimierz Cimoszewicz, który w obecnej sytuacji mógłby jednak podjąć decyzję o kandydowaniu. Przecież jego twarde „nie” zakładało, że to Tusk deklasuje rywali, w tym Kaczyńskiego. A Sikorski i Komorowski, choć prowadzą, to jednak ze znacznie mniejszą przewagą niż premier.

Tyle sondaż. Typy w partii nie są tak jednoznaczne. Głosy dzielą się niemal po równo na Komorowskiego i Sikorskiego. "To najbardziej oczywiste kandydatury" - mówił szef klubu PO Grzegorz Schetyna.

Jarosław Gowin popiera Sikorskiego. Janusz Palikot - Komorowskiego. Ale chciałby, żeby kandydata wyłoniły partyjne prawybory. To zwiększałoby szanse marszałka Sejmu, który cieszy się sporym poparciem w strukturach. Sikorski nadal przez sporą część działaczy traktowany jest jak osoba z zewnątrz. W prawyborach mógłby przegrać nawet z Andrzejem Olechowskim, bo Palikot chce dopuścić do nich także polityków spoza PO.

Przewagą Sikorskiego nad Komorowskim są lepsze notowania w sondażach zaufania. Były szef MSZ był też gwiazdą kampanii parlamentarnej w 2007 roku. W czwartek przyjęli odmienną taktykę. Komorowski zamilkł po decyzji Tuska. Sikorski wydał oświadczenie. "Donald Tusk pokazał, że jego odpowiedzialność i patriotyzm są najwyższej próby. Moja partia, Platforma Obywatelska, stoi teraz przed decyzją o tym, kto zamiast niego może zdobyć zaufanie Polaków i godnie sprawować urząd Prezydenta RP. Jako członek władz PO wezmę udział w tych decyzjach" - napisał.

Reklama

czytaj dalej



Według polityków PO poza tą dwójką w partii nie ma nikogo, kto mógłby wystartować i pokonać Lecha Kaczyńskiego. Wprawdzie ogromne szanse na wybór miałby Jerzy Buzek, ale, jak wynika z naszych informacji, twardo powiedział wcześniej premierowi "nie". I powtórzył to dziennikarzom. "Mam zobowiązania wobec wyborców. To w ogóle nie wchodzi w rachubę, to jest nie do wytłumaczenia w UE" - mówił przewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Reklama

A czy możliwe są inne scenariusze niż Sikorski i Komorowski? Wczoraj powróciło nazwisko Cimoszewicza. Politycy PO jednak na pytania, czy mógłby on być kandydatem ich partii, reagują nieprzychylnie. "To oznaczałoby ferment w PO" - mówi otwarcie Jarosław Gowin. Wykluczony wydaje się też scenariusz z Olechowskim. Ten wczoraj komplementował decyzję Tuska. "To męska decyzja, on wybrał interes państwa, a nie partii. Uchylam kapelusza" - mówił.

Zupełnie inaczej komentowali to politycy PiS i przedstawiciele prezydenta. Albo zarzucali Tuskowi, że przestraszył się powtórki z 2005 r., albo wątpili, że ta decyzja jest ostateczna. Jednak ich zdaniem, bez względu na motywy Tuska, skutek tej sytuacji jest tylko jeden: szanse Lecha Kaczyńskiego na reelekcję znacząco wzrosły. "Na ich miejscu nie otwierałbym butelek szampana. Bo przez rezygnację premiera znika biało-czarny podział Tusk - Kaczyński, a przez to prezydent może stracić nawet miejsce w II turze na rzecz innego kandydata" - mówi Rafał Grupiński, wiceszef klubu PO. Bo zdaniem polityków Platformy decyzja Tuska zostawia miejsce dla kandydatów centrolewicy. Nasz sondaż pokazuje, że głosy na lewo od Komorowskiego czy Sikorskiego to jedna trzecia wyborców. "To otwiera pole Szmajdzińskiemu" - zgodnie powtarzali Grzegorz Napieralski i Wojciech Olejniczak z SLD.