Frustracja, gniew i niedowierzanie. Dla niektórych polityków w momencie ogłoszenia wyników wyborówzawalił im się cały świat. "Nie będzie już władzy wysokich pensji, i eskorty BOR - pisze "Fakt".

Reklama

Wyborczą porażkę z całą pewnością przeczuwał doskonale Andrzej Lepper, który jeszcze do niedawna był u szczytów władzy - pisze "Fakt". Był przecież wicepremierem i marzył nawet o przyszłej prezydenturze.

Podczas wieczoru wyborczego organizowanego przez Samoobronę w warszawskim hotelu Gromada nie wyglądał najlepiej. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, był bardzo spięty - uśmiechał się nerwowo i nienaturalnie. I tylko co jakiś czas dla poprawienia nastroju popijał szampana.

Ciśnienia nie wytrzymał też reklamowany jako największy transfer Samoobrony - b. premier Leszek Miller. Przed wyborami zapowiadał, że utrze nosa młodemu liderowi SLD - Wojciechowi Olejniczakowi - pisze "Fakt".

Reklama

Walczył z nim w Łodzi. Gdy stało się jasne, że zanotował prawie 10-krotnie mniejsze poparcie niż rywal można go było zobaczyć z podniesioną do ust szklanką. Bo topienie żalu w kieliszku to w tej chwili jedyne, co pozostało Lepperowi i Millerowi - pisze "fakt". Ich Samoobrona nie weszła w ogóle do Sejmu i zanotowała poparcie mniejsze niż 3 proc. A to oznacza, że teraz nie dostanie z budżetu nawet jednej złotówki na swoją działalność.

W nieco lepszej sytuacji znajdują się inni postkomuniści - z komitetu Lewicy i Demokratów. Wprawdzie weszli do Sejmu, ale w mniej licznym składzie niż dwa lata temu. Słaby wynik spowodował, że w ławach parlamentarnych przy ul. Wiejskiej zabraknie wielu znanych nazwisk lewicy.

Wyborczy wynik LiD to spektakularna porażka twórców tej koalicji. "Pewnie więc dlatego zalewanie alkoholem frustracji w gabinecie Olejniczaka trwało z niedzieli na poniedziałek aż do czwartej nad ranem" - pisze "Fakt".

Reklama

Młody szef SLD rozlewał kompanom wino. "Tempo nadawał Ryszard Kalisz, niewiele od niego odstawał Grzegorz Napieralski" - twierdzi "Fakt". W pewnym momencie dołączył do nich Tadeusz Iwiński oraz Krzysztof Janik i Lech Nikolski.

Zmęczenie natomiast wyraźnie dało się we znaki eurodeputowanemu Andrzejowi Szejnie, aż musiał poluzować krawat - pisze "Fakt". Najwcześniej rywalizację zakończył jednak człowiek b. prezydenta Kwaśniewskiego - Waldemar Dubaniowski.

Po zakończonej imprezie w siedzibie SLD przy ul. Rozbrat w Warszawie nie było jednak śpiewów i śmiechów. "Po sądnej wyborczej niedzieli pozostanie powyborczy kac" - pisze "Fakt".