Dyrektorem w Centrali Kasy jest Wojciech Kobielski. W KRUS i Funduszu Składkowym mają etaty: jego syn, narzeczona syna i jej matka. Kazimierz Pątkowski, prawa ręka prezesa, zadbał o pracę dla syna, kochanki i jej córki. Do KRUS trafiła też szwagierka ministra rolnictwa.

Reklama

Patronem tego rodzinnego układu jest 52-letni Roman Kwaśnicki. Został prezesem Kasy w styczniu tego roku. Działacz PSL z Jeleniej Góry, zootechnik, absolwent Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Zajmował się między innymi różdżkarstwem - napisał pracę o "wpływie promieniowania podziemnych cieków wodnych w oborze na płodność, zdrowie i produkcyjność krów". Doktoryzował się z selekcji buhajów rasy czerwono-białej. W tej chwili odpowiada za strategiczną dla rządu reformę KRUS.

To olbrzymia instytucja. Zajmuje się ubezpieczeniem ponad 4,5 mln rolników, zatrudnia blisko 7 tysięcy osób, ma 222 placówki w całej Polsce. KRUS uchodzi za księstwo sterowane przez lobby rolnicze związane z PSL i przez nikogo niekontrolowane.

Według naszych ustaleń panuje tam swoisty "ład korporacyjny". Prezes niemal co weekend przyjeżdża z Centrali KRUS do rodzinnej Jeleniej Góry lub Szklarskiej Poręby. W Szklarskiej zatrzymuje się w centrum rehabilitacji rolników, któremu szefował przez osiem lat - od 1998 r. Jest mile widzianym gościem: administracją ośrodka rządzi Ilona Grab, bliska przyjaciółka Kwaśnickiego.

Reklama

Kazał podwładnej prać swoją bieliznę

O Kwaśnickim do dziś krążą tam legendy: słynął z tego, że kazał jednej z pracownic... prać swoją bieliznę. Sprawę opisała lokalna prasa. Lubił też rozdawać za darmo karnety na basen lokalnym działaczom i radnym.

W Jeleniej Górze z kolei prezes dorabia jako wykładowca w państwowym Kolegium Karkonoskim. Za przejazdy - czyli za benzynę na prawie tysiąckilometrowej trasie - płaci KRUS. Kwaśnicki zapewnia, że ma na to zgodę ministra. I wyjaśnia: "Przyjeżdżam służbowym samochodem do Jeleniej, a prywatnym samochodem jadę do tej szkoły i prowadzę ćwiczenia".

Reklama

Prezesa wozi po Polsce Artur Grab - prywatnie brat Ilony, czyli przyjaciółki Kwaśnickiego i szefowej szklarskiego centrum.

Z Grabem znają się od dawna, bo Grab był w centrum magazynierem. Kiedy okazało się, że oszukiwał przy wydawaniu towaru, musiał odejść. "Ja o tym nie słyszałem. Ja mam ocenę jego jako fachowca i jako człowieka, jak ze mną współpracował".

Przyjaciel - kierowca

W marcu tego roku Grab znalazł pracę w Centrali KRUS jako kierowca prezesa. "Żeby mógł dostawać lepszą pensję, oficjalnie wygrał fikcyjny konkurs na stanowisko inspektora w Biurze Administracji KRUS" - opowiada jeden z naszych informatorów. "Formalnie jest inspektorem, a tak naprawdę wozi prezesa".

KRUS twierdzi, że konkurs nie był ustawiony. Ale w rozmowie z DZIENNIKIEM prezes Kwaśnicki przyznaje: "Miałem takie życzenie, że zabieram ze sobą kierowcę oraz sekretarkę, i będą pracowali tutaj. I pracują tutaj".

Sekretarka co do której prezes "miał życzenie", to narzeczona Artura Graba. Dostała pracę w Centrali KRUS w kwietniu.

Rodzinnych związków w KRUS jest zastanawiająco dużo. Sprawdziliśmy kilka z nich. Co się okazało? Radcą prezesa ds. pracowniczych KRUS jest Leszek Kwiatkowski - jego córka od niedawna pracuje w biurze audytu KRUS; dyrektorem w centrali KRUS jest Wojciech Kobielski. W funduszu składkowym podległym KRUS dostał etat jego syn Maciej. W centrali KRUS pracuje też Katarzyna Lasota, konkubina Macieja - i matka konkubiny. W maju dyrektorką biura kadr KRUS została Jadwiga Wiśniewska, szwagierka ministra rolnictwa z PSL (podlega mu KRUS) Marka Sawickiego.

Szara eminencja KRUS

Nasi rozmówcy z KRUS twierdzą, że rodzinne związki są tolerowane m.in. przez to, że uwikłany w nie jest Kazimierz Pątkowski, szara eminencja KRUS. Człowiek, który ma opinię niezatapialnego: w Kasie mówi się, że ma pozycję mocniejszą niż prezes.

W KRUS pracuje od początku tej instytucji, od 1990 r. Do niedawna był szefem biura organizacyjno-prawnego. Choć nie jest prawnikiem, sporządzał opinie prawne. "Były do niczego" - mówi jeden z byłych prezesów KRUS. Mimo to, w czerwcu wygrał konkurs na radcę prezesa Kwaśnickiego. Sprawdziliśmy warunki konkursu: były tak ustawione, że mógł je spełnić tylko Pątkowski. Nic dziwnego że do konkursu stanął jako jedyny kandydat - i wygrał.

Od kwietnia w funduszu składkowym KRUS pracuje syn Pątkowskiego, Piotr. Jego zatrudnienie było jedną z pierwszych decyzji prezesa Kwaśnickiego. Kazimierz Pątkowski sprawę bagatelizuje. "I co z tego, że pracuje? Zgłosił się, widocznie odpowiadał warunkom i został zatrudniony" - stwierdza w rozmowie z DZIENNIKIEM. Prezes Kwaśnicki tłumaczy to tak: "Zajmuje się no, chyba inwestycjami, była moja zgoda na jego zatrudnienie. Pątkowski pytał mnie o to, czy może jego syn być tam zatrudniony. Wcześniej przyszedł syn do mnie. Właściwie złożył ofertę u dyrektora funduszu składkowego".

Kazimierz Pątkowski swoją niezatapialność wzmocnił za rządów Samoobrony. W 2006 r. zbliżył się do prominentnego posła posła Krzysztofa Sikory z Samoobrony. Kiedy Pątkowski, już jako członek tej partii, został w 2007 r. usunięty przez jednego z prezesów, wrócił do pracy już na drugi dzień po zwolnieniu.

Nikt nie tłumaczy się z tłumaczeń

Pątkowski ma w KRUS syna, a córce swej życiowej partnerki daje zarobić, zlecając jej tłumaczenia dla KRUS. Umowy na tłumaczenia nie wymagają ogłaszania przetargów - wystarczy podpis dyrektora odpowiedniego biura i akceptacja biura finansowego.

Dotarliśmy do zamówień na tłumaczenia zlecane przez biuro Pątkowskiego. W lipcu 2007 r. Pątkowski zlecił córce konkubiny tłumaczenie z niemieckiego za 2100 zł. We wrześniu kolejne za 1000 zł, w październiku za 700 zł, a w grudniu zabrał ją jako tłumaczkę na służbowy wyjazd do Belgii - dzięki temu za dwa dni pracy zarobiła 6200 zł. Kilkaset złotych dał również zarobić agencji swojej partnerki oraz jej znajomej.

Ile i komu za tłumaczenia KRUS zapłacił przez ostatnie dwa lata? Rzecznik Kasy nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Sam Pątkowski tłumaczy się krótko: "Wszystkie tego typu wydatki zatwierdzał prezes KRUS".

Roman Kwaśnicki uważa sprawę za załatwioną, bo Pątkowski zapewnił go, że wszystko jest w porządku: "Ja rozmawiałem z nim na temat no, zatrudniania, czy rzeczywiście zatrudniał, tam tego, i odpowiedź była negatywna. Że to są osoby, które długo współpracują z nami. I są osobami sprawdzonymi. Z mojej strony nie było interwencji po rozmowie z nim, że ja absolutnie zabraniam, bo nie było z jego strony jak gdyby, no przyznania się do tego, że rzeczywiście kogoś z krewnych tam zatrudnia. Nie potwierdził mi, że to ktoś z rodziny".

Maria Lewandowska, rzeczniczka KRUS: "Każdy podchodzi w tym momencie z zaufaniem do osoby, która proponuje firmę wykonującą usługę".

Pątkowski od wielu lat dorabia sobie w KRUS jako zastępca szefa periodyku "Ubezpieczenia w rolnictwie". Jak sam mówi, zarabia na tym stanowisku grosze. "Na papierosy więcej wydaję" - mówi reporterom DZIENNIKA. Działa też w zarządzie sekcji rolnictwa ISSA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Instytucji Zabezpieczenia Społecznego).

Prezes Kwaśnicki jest tymczasowym prezydentem sekcji, Pątkowski sekretarzem generalnym. Przetłumaczenie konstytucji ISSA zlecił córce konkubiny. Pod koniec czerwca obaj jako działacze ISSA polecieli na zjazd organizacji do Seulu. W specjalnym konkursie promowali film o wypadkach w rolnictwie. "Wygrał jednak film o mobbingu" - mówi z żalem Kwaśnicki.

Prezes KRUS działa w biomasie

Roman Kwaśnicki zasiada we władzach jeleniogórskiej fundacji Zdrowa Wieś, jest też członkiem rady nadzorczej akcyjnej spółki Energosalix spod Zielonej Góry. Niedawno kupił też działkę w centrum miasta od władz Jeleniej Góry. Choć zgodnie z ustawą antykorupcyjną powinien o tym wspomnieć w swym zeznaniu majątkowym, to nie uczynił tego. "Zdrowa Wieś?" - dziwi się prezes. "Nie podpisywałem żadnych dokumentów. Absolutnie. Były takie propozycje, ale nie podpisywałem. Była luźna rozmowa. Tak, powiedziałem, proszę przygotować stosowne dokumenty, i tak dalej".

Spółka Energosalix handluje tzw. wierzbą energetyczną, którą hoduje na ponad 500 hekatarch. Kwaśnicki przyznaje, że trafił do niej, w czasie gdy pracował w radzie nadzorczej Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Szklarskiej Porębie: "PEC-em zawiadywało dwóch, trzech ludzi, nie pamiętam ich nazwisk, i oni mi zaproponowali. Byłem chyba na dwóch zarządach, zrezygnowałem z tego".

Co ciekawe, Kwaśnicki był jednocześnie w radzie PEC i we władzach Energosaliksu, czyli spółki, która sprzedaje wierzbę energetyczną. I dokładnie w tym czasie PEC postanowił się przestawić na ogrzewanie... wierzbą energetyczną. "Był pomysł, żeby obniżyć koszty" - tłumaczy prezes. "Żeby wprowadzić oprócz kotła tradycyjnego, kocioł na biomasę z wierzby".

Kiedy Kwaśnicki w 2002 r. odszedł z PEC, zastąpiła go córka. Z dokumentów sądu rejestrowego wynika, że zasiada w radzie nadzorczej do dziś. Wtedy miała 20 lat, była studentką.

"I znała się na nadzorowaniu PEC-em?" - pytamy prezesa.

"To znaczy jej propozycja była podana, żeby tam pracować. Natomiast nigdy tam pracy nie podjęła. Nigdy. Choć możliwe, że jest wpisana. Ona w tym czasie zajmowała się prawem w zakresie ochrony środowiska".

"Co to ma wspólnego z ciepłownictwem?"

"To właśnie jest ekologia, czyli wierzba energetyczna i tak dalej. Idealnie."