W jaki sposób prowadzi swoje interesy Sławomir Julke, od którego zaczęła się afera sopocka? Kto pomógł mu w zdobyciu pieniędzy na dom handlowy w centrum miasta? Dlaczego kupił go tak tanio? Dlaczego giną kluczowe dokumenty jego spółki?

Od wybuchu sopockiej afery podsłuchowej minęły prawie dwa tygodnie. Sprawę bada sopocka ekspozytura Prokuratury Krajowej. Obaj bohaterowie afery - biznesmen i prezydent Sopotu - skąpią informacji mediom, nie odbierają komórek.

Co dziś wiadomo o sprawie? Przypomnijmy: 11 lipca, "Rzeczpospolita" (jej gdański korespondent jest dobrym znajomym Julkego, co utrudnia zrozumienie sprawy) podała: prezydent Sopotu złożył korupcyjną propozycję Sławomirowi Julkemu. Prezydent Jacek Karnowski zaprzeczył, ale zawiesił członkostwo w Platformie Obywatelskiej. Na konferencji prasowej oświadczył, że zawsze działał zgodnie z prawem - i poszedł na urlop.

1. Próba korupcji
Prokuratura i CBA sprawdzają m.in., jaki motyw miał Julke, nagrywając Karnowskiego, i czy na pewno działał w szlachetnym odruchu. Julke nagrał przecież własnego przyjaciela, człowieka, z którym jeździ na narty, wraca z gór jednym samochodem i którego zaprasza na święta.

CBA sprawdza informacje, jakie od lat krążyły o prezydencie Karnowskim. Także te najbardziej fantastyczne: o tym, że inwestorzy przynosili mu katalog domów na Cyprze z kartką "Wybierz sobie coś ładnego". O tym, że pieniądze z łapówek dla działaczy PO prywatne jachty wywoziły z Trójmiasta na wyspę Jersey. Że miał długie ręce i wpływy w organach ścigania: kiedy komendantem wojewódzkim policji mianowano człowieka spoza Trójmiasta, próbował go odwołać, interweniując w MSWiA.

Śledczy szukają też odpowiedzi na podstawowe pytania: dlaczego Karnowski skoro żądał łapówki, nie prosił o przelanie pieniędzy na jakieś konto za granicą? Dlaczego chciał dwóch mieszkań, w tym jednego na matkę? Przecież każdy dziennikarz lokalnej gazety odkryłby z łatwością taką aferę, a to kosztowałoby Karnowskiego stanowisko. A może Julke chciał dostać zgodę od konserwatora na nadbudowę kamienicy i liczył na wsparcie Karnowskiego? Liczył, że jeśli Karnowski będzie chciał razem z nim budować coś dla siebie, to urzędnicy będą mu przychylni? Sęk w tym, że w Sopocie już kilka godzin po wydaniu zgody na zabudowę wiedziałoby o tym całe miasto.

Karnowski ma alibi: rozmawiał o mieszkaniach, bo rzeczywiście szukał mieszkania. Od kilku miesięcy rozstaje się z żoną. Wyprowadził się z domu, mieszkał u matki. "Krążył jak ćma po Sopocie" - przyznaje jeden z działaczy PO. "Widać było, że ma kryzys. Siedział w Spatifie, popijał. Może rzeczywiście wpadł na pomysł, że Julke pomoże mu zdobyć mieszkanie. To by miało sens. Był przecież jego najbliższym przyjacielem".

Jest jeszcze szczegół, na który nikt nie zwrócił uwagi: na kamienicy na Czyżewskiego, o której rozmawiali Julke z Karnowskim, nie ma takiej powierzchni, żeby można było zbudować tam pięć mieszkań.














Reklama

2. Zemsta deweloperów
Niektórzy informatorzy w Sopocie twierdzą, że prawdziwą przyczyną wybuchu afery była sprawa działek w atrakcyjnych punktach miasta.

"Karnowski umawiał się z dużym deweloperem, ale nie wywiązał się z obietnic. Deweloper miał dostać szybkie zgody na te inwestycje, ale nie dostał. A wydali już grube pieniądze, mówiło się, że po kilkanaście milionów. Wtedy postanowili znaleźć coś na Karnowskiego" - twierdzi były policjant z Sopotu. "Może użyli do tego Julkego?"


3. Wewnętrzna rozgrywka w PO
Inna hipoteza to polityczna zemsta. Ta wersja sięga dwa lata wstecz, do tak zwanego gliwickiego zjadu Platformy, na którym pojawili się ludzie konserwatywnego skrzydła PO - wśród nich Karnowski. "Ludzie z liberalnego skrzydła Platformy poprzysięgli im wtedy zemstę za próbę rozbijania PO" - mówi sopocki działacz Platformy. "Liberałowie zaczęli czegoś szukać na Karnowskiego. I bęc" - mamy nagrania.

4. Śledztwo CBA
W Trójmieście nie jest tajemnicą, że CBA - do którego poszło sporo policjantów od przestępstw gospodarczych z Trójmiasta - też szukało czegoś na Karnowskiego.

Przed wyborami w 2007 r. zażądało wykazu sprzedaży nieruchomości w Sopocie. Nie wiadomo, co w dokumentach w sprawie nieruchomości znalazło CBA. Wiadomo, że od kilku miesięcy agenci Biura przesłuchują wiele osób związanych z interesami, w których udziały ma miasto. Naprawdę poważni ludzie w Sopocie potrafią przekonywać: osoba, która wrobiła Karnowskiego, to agent CBA.

5. Biznesowa wojna
Kluczową dla afery transakcją jest kupno domu handlowego Laura w centrum Sopotu. Julke, który chciał kupić Laurę, uznał, że Karnowski próbuje mu storpedować tę transakcję i dlatego nagrał prezydenta Sopotu. To może być jedna z przyczyn wybuchu afery. A sama transakcja jest bardzo dziwna, choć warta grzechu. Z jej analizy wynika, że mogą w niej brać udział inni, nieujawniani oficjalnie inwestorzy, i to oni mogli pchnąć Julkego do działania.

"Rzeczpospolita" podaje, że Julke kupił Laurę za 4 mln euro, czyli za ok. 13 mln zł. Ale Laura - według agentów nieruchomości - jest warta około 40 mln zł. To łakomy kąsek: cztery piętra w centrum miasta. Budynek to główny majątek spółki Laura. Do tego roku należała do Gerhardo Iannellego, Włocha. Julke z Iannellim poznali się właśnie w Laurze.

"Te 4 mln są mało prawdopodobne" - mówi jeden z sopockich adwokatów, który przez chwilę obsługiwał Laurę. "To byłaby transakcja charytatywna".

"Cena jest tajemnicą" - ucina Maciej Fedorowicz, który przez lata był w zarządzie Laury. "Julke miał czterech innych konkurentów. Wybraliśmy najlepszą ofertę. Dlaczego sprzedaliśmy ten interes? Po 15 latach się zwrócił, to go sprzedaliśmy".

Zaglądamy do dokumentów Laury w sądzie: z umowy kupna udziałów przez Julkego zniknęła akurat ta strona, na której powinna znajdować się cena za Laurę!

Biznesowo Laura to samograj. Zawsze może liczyć na tłumy klientów - czy jako dom handlowy, czy jako restauracja. Włochowi dawała przychody rzędu 11 mln rocznie. Dlaczego postanowił sprzedać go Julkemu - raczej początkującemu biznesmenowi? Julke nie należy do pierwszej ligi. W Sopocie jest wielu bardziej bogatych i bardziej wiarygodnych. Z samym Gerhardo Iannellim nie udało nam się porozmawiać - jest na urlopie. Wiadomo, że jest wysoko na liście osób, które chce przesłuchać CBA.

6. Figurant
Według niektórych naszych rozmówców Julke może być powiązany z innymi, dużo bardziej wpływowymi biznesmenami, którym mogło zależeć na wyeliminowaniu z miasta prezydenta Karnowskiego. Tym bardziej że te jego interesy, które sprawdziliśmy, to same znaki zapytania.

W 2003 r. Julke założył swoją pierwszą spółkę. Nazwał ją Olipar, zarejestrował pod adresem jednego ze swoich mieszkań, w czteropiętrowym bloku w Gdańsku. Ma wszystkie udziały, jest prezesem. To właśnie Olipar prowadzi oficjalnie jego knajpkę na Mariackiej w Gdańsku i do początku 2008 r. trzy kafejki Nescafe - tak wynika z jego strony internetowej. "To podobno ta firma współfinansowała część kampanii wyborczej PO" - mówi nam jeden z działaczy.

Ale Olipar to fikcja, martwa spółka. Od 2003 r. nie złożyła w sądzie żadnego sprawozdania finansowego. Nie wiadomo, ile zarabia, czy w ogóle zarabia, czy ma innych niż Julke udziałowców. Sąd gospodarczy już kilka razy wszczynał tak zwane postępowanie przymuszające: chciał wydobyć od Julkego informacje o zyskach i stratach. Nic z tego. Za każdym razem (ostatni raz 3 kwietnia tego roku) Julke odpisywał sądowi, że spółka nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej. Olipar do dziś nie ma nawet numeru REGON, nie zapłacił fiskusowi złotówki podatku.

Olipar tylko więc teoretycznie ciągnie wszystkie biznesy Julkego, po których sprzedaży postanowił kupić dom handlowy w Sopocie. Julke od lat ma jedyną czynną działalność gospodarczą pod nazwą Four Coffee Sławomir Julke. Taka forma działalności oznacza między innymi, że nikt z zewnątrz nie jest w stanie zajrzeć w jej finanse.

7. Kłopoty finansowe Julkego
Na początku roku Julke sprzedał wszystkie kafejki Nescafe Ruchowi (od naszych rozmówców z Ruchu wiemy, że prawdopodobnie zarobił ok. 2,2 mln). "Bardzo mu zależało na czasie. Domagał się zaliczki. Pierwsze pieniądze, kilkaset tysięcy, dostał w kwietniu" - mówi prawnik, który pracował przy transakcji.

Skąd Julke miał pieniądze na dom handlowy Laura? Jeszcze na początku roku gorączkowo szukał kredytu. Odmówił mu Bank Nordea (w jego radzie nadzorczej zasiadają prawnicy z kancelarii prezydenckiej). A jednak zdobył pieniądze: 29 stycznia był już prezesem Laury. 29 lutego miał już w spółce wszystkie udziały. 7 marca używał pieczątki prezesa spółki. 19 marca nagrał prezydenta Sopotu. Wkrótce potem dostał kredyt.

Jeden z naszych informatorów pyta: może ktoś wiedział o jego problemach i zażądał w zamian za pomoc finansową zniszczenia Karnowskiego, jego dawnego przyjaciela?