Gdyby ustawa weszła w życie, to byłby przełom. Szpitale obowiązkowo w ciągu dwóch lat stałyby się spółkami prawa handlowego. Ich właścicielami byłyby samorządy. Miałyby jednak prawo sprzedać udziały prywatnym inwestorom. Gdyby uznały to za stosowne, mogłyby sprzedać nawet 100 proc. udziałów. Odtąd ani państwo, ani samorząd nie ponosiłyby żadnej odpowiedzialności za szpital i jego sytuację finansową.

Reklama

Gdyby szpital w dalszym ciągu był źle zarządzany i się zadłużał, po prostu zostałby zlikwidowany. Jednak wcale nie musi tak się stać, bo szpitale zyskałyby dodatkowe możliwości zarobkowania. Wprawdzie nadal leczyłyby bezpłatnie w ramach kontraktów, ale NFZ nie byłby ich jedynym źródłem utrzymania. Mogłyby także sprzedawać swoje usługi pacjentom, którzy np. gotowi są zapłacić i nie czekać w kolejkach. W przyszłości usługi sprzedawałyby także prywatnym ubezpieczalniom.

I choć rząd z premierem Donaldem Tuskiem jest zdeterminowany, by wprowadzić tak radykalne zmiany, cała opozycja protestuje. Prezydent zapowiada weto, a lewica twierdzi, że jeśli PO nie zdecyduje się w Senacie wycofać z prywatyzacji, to prezydenckie weto poprze.

Lewica sprzeciwiała się przekształceniu w spółki, które nastawione będą na zysk. "Będzie on generowany kosztem pacjentów i pracowników" - mówi Grzegorz Napieralski.

Reklama

Z kolei PiS straszy "dziką prywatyzacją" i dzieleniem pacjentów na lepszych i gorszych. "Ta ustawa jest niebezpieczna dla pacjenta, może doprowadzić do wielkiego nieszczęścia" - powtórzył wczoraj na konferencji Zbigniew Religa, były wiceminister zdrowia. Z kolei Bolesław Piecha, były wiceminister z PiS, jeszcze raz postraszył "dziką prywatyzacją". Podał przykład jednego z jeleniogórskich szpitali. Przekształcony w spółkę szpital ogromnie się zadłużył. Teraz żeby spłacić wierzycieli trzeba sprzedać jego majątek.

PiS uważa, że państwo nie powinno tracić kontroli nad najważniejszymi szpitalami w kraju. Takie szpitale stworzyłyby sieć szpitali publicznych i zagwarantowałyby pacjentom leczenie niezależnie od sytuacji finansowej szpitala i pacjenta.

To, czy prywatyzacja stanie się faktem, rozstrzygnie się już wkrótce w Senacie. To tam właśnie będzie ostatnia okazja, by PO do swojego projektu wniosła takie poprawki, które przekonają SLD do odrzucenia weta prezydenta. Senacka komisja zbiera się jeszcze w tym tygodniu. Głosowania przewidziano na przyszły tydzień.

Reklama

Jak mówi Rafał Muchacki, senator PO, "na razie ich spory wewnętrzne w SLD uniemożliwiają porozumienie". Zdaniem senatora "rozsądek zwycięży" i SLD poprze prywatyzację.

p

KAMILA WRONOWSKA: Ustawy zdrowotne autorstwa PO nazywa pan antyreformą. Platforma mówi, że jeśli te ustawy nie wejdą w życie, nadal w służbie zdrowia nic się nie zmieni. Czy lepiej zachować status quo, niż próbować zmienić system?
ZBIGNIEW RELIGA*: Propozycje PO niczego nie naprawią. Ja proponuję, by sięgnąć po moje rozwiązania. Część tych projektów ustaw jest w Sejmie, np. o sieci szpitali. Trzeba zmodyfikować ustawę o ZOZ-ach. Dać zapis nie o obligatoryjności, a o dobrowolności w przekształcaniu szpitali w spółki. Musi być też pełny zapis, który uniemożliwi prywatyzację szpitali. Należałoby także wprowadzić mój projekt ustawy o informatyzacji systemu ochrony zdrowia. Jest przygotowany i kiedy odchodziłem, zostawiłem go na biurku minister Kopacz. Wiemy też, że polska służba zdrowia jest niedofinansowana. Dlatego należy przyjąć projekt ustawy zaakceptowany przez rząd Jarosława Kaczyńskiego o zwiększeniu nakładów na opiekę zdrowotną. Zakłada on, że składka zdrowotna byłaby odpisywana z budżetu, a nie płacona przez obywatela. To są zasadnicze projekty ustaw, które są już gotowe. Więc PO nie powinna obrażać się na Religę i PiS, tylko je wprowadzić.

Ale mówimy o projekcie PO. Czy przekształcanie szpitali w spółki nie pomogłoby w oddłużaniu szpitali?
Nie pomoże. Bo mamy już dowody na to, że spółki same potrafią się zadłużyć jeszcze bardziej niż szpitale. W związku z tym to bzdurne myślenie. Mamy bardzo liczne przykłady, gdzie szpitale państwowe działają bardzo dobrze i bez długów. Jak np. Instytut Kardiologii w Warszawie czy w Katowicach Ochojcu. To są ogromne szpitale, które robią najtrudniejsze rzeczy i są niezadłużone. Tak więc można działać, nie będąc spółką.

A może projekt PO nie jest jednak taki zły, skoro nawet SLD do ostatniej chwili się wahał, czy go poprzeć, czy nie.
Lewica wahała się ze względów politycznych. A pani rozmawia z człowiekiem, który politykę odrzucił. Któremu wydaje się, że przynajmniej częściowo zna się na służbie zdrowia. Przeze mnie przemawia wiedza, moje doświadczenie życiowe. Zanim mi w ogóle do głowy przyszło, że będę ministrem zdrowia, to przez rok tworzyłem grupę ekspercką, która zastanawiała się nad zmianami w służbie zdrowia. Spotykaliśmy się w Instytucie Kardiologii raz w tygodniu. Powtarzam: raz w tygodniu przez cały rok. Dlatego przemawia przeze mnie nie polityka, a mam nadzieję, że wiedza.

Rozmawiał pan z prezydentem o ewentualnym wecie?
Rozmawiałem i o wecie, i o referendum. Gorąco go wspierałem w idei referendum. Co do weta, to jest już to sprawa czysto polityczna, czyli liczenia głosów i zastanawianie się, jak zachowa się SLD. Teraz trudno to przewidzieć.

Czyli PiS będzie teraz walczyć o głosy SLD?
Ja jestem gotów walczyć w każdej dobrej sprawie, zwłaszcza dotyczącej zdrowia. Więc gdybym został wybrany przez klub PiS do rozmów z SLD, to jestem gotów.

*Zbigniew Religa, były minister zdrowia, poseł PiS