Pierwszą turę wyborów nowego przewodniczącego przeprowadzono we wrześniu - korespondencyjnie. Wzięło w niej udział ponad 1600 działaczy.Wystartowali w niej poseł Bartosz Arłukowicz, sekretarz generalny SDPL Wojciech Filemonowicz i poznańska działaczka partii Sylwia Pusz. Do drugiej tury przeszli Arłukowicz i Filemonowicz (zajął pierwsze miejsce) - przypomina TVP Info.

Reklama

Jak do tego doszło? Zdaniem części działaczy, z nagrania wynika, że Filemonowicz zapłacił Marianowi Iwaniukowi, małopolskiemu politykowi SDPL, za nakłanianie członków do głosowania - informuje TVP Info.

>>> Przeczytaj, co o rozpadzie SdPL napisał DZIENNIK

Nagranie ujawnił szef śląskich struktur Maciej Adamiec, który uchodzi za osobę związaną z Bartoszem Arłukowiczem. 29 listopada, podczas konwentu SDPL w Warszawie, rozdał działaczom kilkadziesiąt kopii płyt z nagraniem rozmowy Iwaniuka. "Gdyby w wyborach powszechnych, chociażby na prezydenta RP, jakaś osoba chodziła po domach i zbierała głosy, nikt nie miałby wątpliwości, że doszło do skandalu" - mówi TVP Info Maciej Adamiec."Tymczasem reakcja sali była nieadekwatna do sprawy. Niektórzy działacze wręcz łamali płyty z nagraniem. Do zarzutów nie chciał też się odnieść Filemonowicz" - dodaje

Reklama

Brak reakcji władz partii stał się dla posłów Arłukowicza, Grzegorza Pisalskiego i Bożeny Kotkowskiej kolejnym powodem, by opuścić SDPL. "Docierały do mnie informacje o nieprawidłowościach również w innych częściach kraju" - mówi TVP INfo Arłukowicz. "Dziś, gdy jestem już poza formacją, nie chcę jednak o tym mówić" - dodaje.

Iwaniuk: Nigdzie nie jeździłem, proszę mnie nie straszyć

W rozmowie z DZIENNIKIEM Marian Iwaniuk wszystkiemu zaprzeczył. "Nigdzie nie jeździłem, proszę mnie nie straszyć" - powiedział nam i rzucił słuchawką.

Reklama

Co jest na nagraniu, do którego dotarł DZIENNIK? Na taśmie wyraźnie słychać prośbę o przekazanie koperty z oddanym głosem. Iwaniuk wymienia też z imienia i nazwiska osoby, które już mu karty powierzyły. Dopytywany przez działacza przyznaje, kto mu płaci za te działania. Bez wahania podaje imię: „Wojtek”.

Podobną rozmowę opisują także inni z tych, do których dotarł Iwaniuk. "Wziął ode mnie kopertę z zamiarem odesłania jej do centrali i wyjął skreśloną kartę do głosowania, a następnie przełożył ją do teczki. Tam miał już inne karty" - opowiada DZIENNIKOWI działaczka z powiatu proszowickiego. Przepisy mówią wyraźnie, że nie miał prawa otwierać kopert, gdyż tym samym naruszył tajność wyborów. Jednak Iwaniuk nie przejmował się tą fundamentalną zasadą głosowania.

Zdaniem Wojciecha Filemonowicza, nagranie nie jest dowodem na jakiekolwiek nieprawidłowości. "Ta osoba po prostu dbała o to, by frekwencja była wysoka. Znam wiele powiatów, gdzie nasi członkowie się organizowali w ten sposób, że jeden z nich zbierał wypełnione karty do głosowania i zanosił na pocztę" - tłumaczy TVP Info Filemonowicz. I zapewnia, że nikt Iwaniukowi za to nie płacił.